Kiedy w marcu br. na ławie oskarżonych berlińskiego sądu okręgowego zasiadł Martin Manfred N., zanosiło się na proces o historycznym znaczeniu. 80-letni dziś mężczyzna, były funkcjonariusz enerdowskiej służby bezpieczeństwa Stasi, oskarżany jest o podstępne morderstwo. W 1974 roku na przejściu granicznym w Berlinie Friedrichstrasse miał on strzelić z bliskiej odległości do Polaka. Postrzelony w plecy 38-letni Czesław Kukuczka zmar³ tego samego dnia w wyniku odniesionych obrażeń. Wcześniej próbował wymusić w ambasadzie PRL zgodę na wyjazd na Zachód.

Proces cieszy się w Niemczech dużym zainteresowaniem. Ostatni wyrok w sprawie śmierci na byłej granicy między NRD a RFN ogłoszono w listopadzie 2004 roku. Obecna sprawa może być jedną z ostatnich tego typu, o ile nie ostatnią, ze względu na zaawansowany wiek, w jakim znajdują się osoby pracujące wówczas w strukturach Stasi.

Zobacz wideo Marek Belka: W sensie moralnym sprawa reparacji nie jest zamknięta.

Niemcy. Zabił Polaka strzałem w plecy. Trwa proces i wpadka za wpadką

Wraz z kolejnymi rozprawami rośnie jednak krytyka sposobu, w jaki prowadzone jest postępowanie przed berlińskim sądem. Niemal każde posiedzenie sądu obfituje w różnego rodzaju wpadki i niedociągnięcia. Podczas jednej z rozpraw na świadka powołano byłego funkcjonariusza Stasi, będącego w latach 70. szefem obrony przed terrorem na przejściu granicznym Friedrichstrasse, gdzie doszło do zdarzenia. Na sądowej sali szybko się jednak okazało, że wezwano niewłaściwą osobę, która, choć nosi to samo nazwisko, to nie ma ze sprawą nic wspólnego.

Budynek dawnego przejścia granicznego między Berlinem Wschodnim a Zachodnim. Tu, w marcu 1974 roku, śmiertelnie postrzelony został Czesław Kukuczka Zdjęcie: Monika Stefanek/DW

Także dokumenty, które trafiają do sądu i pełnomocników rodziny, docierają fragmentarycznie. Utrudnia to ogląd całości. W czasie jednej z rozpraw sędzia rozdał na płytach CD nowe dokumenty w sprawie, z którymi prawnicy mieli zapoznać się w czasie krótkiej przerwy. Po wydrukowaniu dokumentów okazało się, że liczą one ponad 160 stron, a ich znaczenie prawnicy określili jako „kluczowe”.

Irytacja niedbałością postępowania

Eksperci, którzy obserwują proces, nie szczędzą słów krytyki. Są wśród nich osoby, które od lat zajmują się dokumentowaniem działalności enerdowskiej służby bezpieczeństwa i upamiętnianiem jej ofiar. 

– Nie mogę zrozumieć, dlaczego ważne dokumenty z archiwum Stasi są udostępniane tylko częściowo. Jeszcze gorsze jest dla mnie to, że prokuratura najwyraźniej nie zbadała tej sprawy wcześniej i że dopiero w trakcie procesu stało się jasne, jak ważna jest to sprawa – mówi w rozmowie z DW dr Maria Nooke, pełnomocniczka Brandenburgii ds. rozliczenia skutków komunistycznej dyktatury. – Jestem wstrząśnięta tym, jak przebiega ten proces, który jest przecież ważny z punktu widzenia współczesnej historii i dotyczy morderstwa popełnionego przez tajne służby.

Zdaniem pełnomocniczki proces ten jest prowadzony „niedbale” i „bez wchodzenia w szczegóły” sprawy. Wtóruje jej dr Hubertus Knabe, historyk z Uniwersytetu w Würzburgu. W latach 2000-2018 był on dyrektorem naukowym miejsca pamięci w byłym więzieniu Stasi w Berlinie-Hohenschönhausen. 

– Jestem bardzo zirytowany, że proces został tak słabo przygotowany, że prokuratura wykonała bardzo kiepską pracę, że sędzia nie jest przygotowany i spekuluje na temat dokumentów i zdjęć, które są tu dostarczane we fragmentach. Biorąc pod uwagę znaczenie tej sprawy, uważam, że to nie powinno się zdarzyć – mówi Knabe DW.

„Nieprofesjonalne śledztwo”

Zdaniem historyka takie postępowanie wystawia berlińskiemu, a zatem także niemieckiemu sądownictwu, jak najgorsze świadectwo.

– W tym procesie wydarzają się rzeczy, wobec których można tylko kręcić z niedowierzaniem głową – stwierdza Knabe. – Wzywani są niewłaściwi świadkowie i niewłaściwi eksperci, popełniane są błędy w wykazach dokumentów, a prokurator oświadcza w sądzie, że informacje wyczytała w Wikipedii – żadna z tych rzeczy nie jest oznaką profesjonalnego śledztwa, oskarżenia i osądzenia.

Historyk zwraca też uwagę na fakt, że sędzia co najmniej kilkakrotnie otwarcie wspominał o konieczności przyspieszenia sprawy. W kuluarach mówi się, że każda dodatkowa rozprawa to dla mocno przeciążonego berlińskiego wymiaru sprawiedliwości znaczący problem. W aresztach na postępowanie przed sądem czeka bowiem bardzo wiele osób, które trzeba osądzić na czas.

Według Marii Nooke przynajmniej części osób na sądowej sali brakuje historycznej wiedzy. – Widać to po tym, kiedy pytania, które byłyby istotne dla tego procesu, nie są zadawane. Chciałabym, żeby historycy od samego początku byli zaangażowani jako eksperci, którzy mogliby dostarczyć informacji na temat tego, jak działało enerdowskie Ministerstwo ds. Bezpieczeństwa Państwowego (MfS) i którzy mogliby poświadczyć ważność i wiarygodność akt Stasi.

Nie pierwsza szansa na sprawiedliwość

Choć od zbrodni minęło 50 lat, a sprawą kilkakrotnie zajmowali się śledczy, dotąd nie było możliwe postawienie odpowiedzialnych przed sądem. Dominowało przeświadczenie, że sprawy nie da się po tylu latach wyjaśnić lub że było to zabójstwo, które się przedawniło (niemieckie prawo rozróżnia zabójstwo od morderstwa. Tylko to ostatnie się nie przedawnia – red.)

Także w 2015 roku, gdy jeden z berlińskich historyków, natrafił na szczegółowe informacje w sprawie, nie podjęto żadnych kroków. Stało się to dopiero, gdy sprawą zainteresował się Instytut Pamiêci Narodowej, a w 2021 roku za Martinem Manfredem N. wystawiono europejski nakaz aresztowania. Niemcy nie przychylili się wprawdzie do wniosku o ekstradycję, ale prokuratura w Berlinie podjęła działania i w listopadzie 2023 roku postawiła 80-letniemu byłemu funkcjonariuszowi Stasi zarzut dokonania podstępnego morderstwa na Polaku.

Prawnik rodziny optymistyczny

Nadziei, że sprawę uda się ostatecznie osądzić, nie traci pełnomocnik rodziny ofiary Rajmund Niwinski.

–  Z początku rzeczywiście mieliśmy wrażenie, jakby sąd nie do końca był przekonany o znaczeniu tego procesu, ale także o zawiłości stanu faktycznego. Obecnie, wraz z pojawieniem się nowych dokumentów MfS, wygląda na to, że sąd widzi konieczność głębszego i szerszego spojrzenia na sprawę. Już samo wyznaczenie kilku dodatkowych rozpraw o tym świadczy, podobnie jak przychylenie się do naszego wniosku o powołanie biegłego, który fachowo oceni dostarczony materiał – mówi DW mecenas Rajmund Niwinski, pełnomocnik trojga członków rodziny ofiary. Kolejna rozprawa przed berlińskim sądem odbędzie się 28 czerwca.

***

Artykuł pochodzi z serwisu Deutsche Welle

Udział
© 2024 Wiadomości. Wszelkie prawa zastrzeżone.