Ów element widać na grafikach pokazanych przy okazji ogłoszenia prac nad F-47. Nie pokazuje ona wielu szczegółów, bo celowo ma tylko ukazać częściowy zarys maszyny na cele promocyjne. To, o co chodzi, widać jednak dość dobrze. To dwa małe skrzydełka po bokach kokpitu, przed właściwymi skrzydłami. Po polsku nie mają własnej nazwy. Samoloty z nimi nazywa się zbudowanymi w układzie kaczka. Po angielsku to „canards”, czyli stery wysokości przesunięte ze swojego tradycyjnego miejsca na ogonie samolotu, na te widoczne na grafice. Wiele nowoczesnych samolotów je ma, ale żaden z seryjnie budowanych amerykańskich. W USA do tej pory określano je jako nieoptymalne rozwiązanie, a różni komentatorzy wręcz naśmiewali się z zagranicznych konstrukcji je stosujących. Sytuacja jest więc pełna ironii.
Maszyna na Chiny, nie ZSRR
F-47 ma być bowiem symbolem potencjału amerykańskiego przemysłu lotniczego. Myśliwcem szóstej generacji wyznaczającym trendy w swojej klasie. Nowoczesnym następcą ciągle bardzo nowoczesnego F-22 Raptor. Szczegółów na temat nowej maszyny i jej możliwości właściwie nie ujawniono. Wszystko jest na razie tajemnicą, poza garścią ogólnikowych stwierdzeń i dwiema grafikami. Dowódca amerykańskiego lotnictwa wojskowego USAF generał David Allvin powiedział przy okazji prezentacji, że nowa maszyna będzie miała „znacząco dłuższy zasięg i bardziej zaawansowaną technologię stealth” niż F-22. Do tego ma być łatwiejsza w utrzymaniu i obsłudze, co przełoży się na wyższą gotowość bojową niż w przypadku aktualnych myśliwców 5. generacji (F-22 i F-35). Jednocześnie F-37 ma być tańszy niż Raptor, zostać zakupiony w większych ilościach i być „lepiej przystosowany do zagrożeń przyszłości”. Brzmi jak trudny do pogodzenia zestaw parametrów. Lepszy, łatwiejszy w obsłudze i jeszcze tańszy niż obecne najlepsze maszyny. Na razie nie sposób tego jednak zweryfikować.
Wiadomo jednak, że F-47 ma być owocem programu NGAD, czyli „Dominacji Powietrznej Nowej Generacji”. Ciągnie się on już od 2014 roku i jego ogólnym celem jest stworzenie nowego systemu uzbrojenia służącego do wywalczenia przewagi w powietrzu. Nie tylko myśliwca załogowego, ale też bezzałogowych skrzydłowych. Programowi NGAD towarzyszyło wiele deklaracji na temat stosowania nowych metod projektowania i zarządzania, co ma się przełożyć na obniżenie kosztów przy utrzymaniu przełomowych możliwości. Na razie trudno uwierzyć, że tak będzie. W 2022 roku ówczesny sekretarz USAF Frank Kendall stwierdził przed Kongresem, że spodziewa się ceny załogowego myśliwca NGAD w rejonie „setek milionów dolarów” za sztukę. F-22 bez liczenia kosztów programu kosztował około 140 milionów dolarów za sztukę w końcowym okresie produkcji. Trudno więc zrozumieć, w jaki sposób F-47 ma być lepszy i tańszy niż Raptor.
Z tego co wiadomo na temat programu NGAD, nowy myśliwiec ma być przede wszystkim inny i większy. F-22 zaczęto projektować w latach 80. głównie z myślą o wojnie z ZSRR. To dyktowało wymagania stawiane przed inżynierami. F-47 to natomiast narzędzie pomyślane głównie na wojnę z Chinami nad bezkresem Pacyfiku. Nowa maszyna ma więc mieć znacznie większy zasięg i zabierać więcej amunicji. Innym nowym wymaganiem jest zdolność do ścisłej współpracy z bezzałogowymi skrzydłowymi, którzy mają uzupełniać załogową maszynę i wyręczać ją w bardziej ryzykownych zadaniach. Na zasadzie, którą US Navy pokazała niedawno w opisanym przez nas filmie pokazującym wizję wojny z Chinami w przyszłości.
Można się więc spodziewać maszyny dużej i niekoniecznie fenomenalnie zwrotnej. Bardzo trudnej do wykrycia i atakującej z bezpiecznego dystansu, która korzysta z lepszej świadomości sytuacji wokół zapewnianej przez elektronikę własną i tę od robotycznych skrzydłowych. W tym kontekście zastosowanie układu kaczka wywołuje spore zdziwienie u samych Amerykanów.
Kaczka miała być przeszłością
Projektowanie samolotów (a tak po prawdzie to właściwie wszystkiego) jest procesem balansowania często przeciwnych parametrów. Na przykład ceny i możliwości maszyny. Zaawansowania technologicznego i łatwości obsługi. Masy i zasięgu oraz prędkości i zwrotności. Wszystko w ramach jakiegoś zestawu wymagań sformułowanych przez wojskowych. Biorąc to pod uwagę, Amerykanie do tej pory odrzucali stosowanie układu kaczka, ponieważ zgodnie z powszechną opinią oraz wiedzą, miał w nieakceptowanym stopniu pogarszać właściwości stealth. Choć ma być korzystny z punktu widzenia aerodynamiki i między innymi zwrotności. Wiele ciągle nowoczesnych samolotów mających korzenie w schyłkowym okresie zimnej wojny i zaliczanych do grupy generacji 4.5 to kaczki (europejskie Eurofighter, Rafale i Gripen, rosyjskie Su-33/34 czy chińskie J-11). Amerykanie, tworząc 5. generację maszyn z dużym naciskiem na technologię stealth (F-22 i F-35), z tego rozwiązania zrezygnowali. Umacniało to tylko przekonanie, że układ kaczka to ślepy zaułek, który odejdzie w zapomnienie w realiach dominowania wymogu trudnowykrywalności.
Potem pojawił się jednak chiński J-20, zaliczany już do 5. generacji, który jest zbudowany w układzie kaczka. Wywołało to wiele dyskusji i sporów, czy Chińczycy podjęli słuszną decyzję i w jakim stopniu ich maszyna jest trudnowykrywalna dla radarów. Ze strony amerykańskich komentatorów dominującym przekonaniem było jednak dotychczas, że układ kaczka nie ma przyszłości. Tymczasem F-47 najwyraźniej jest w nim zbudowany. Jeśli wstępnie prezentowane grafiki nie są jakąś głęboką zmyłką, to najwyraźniej inżynierom Boeinga wyszło, że jednak układ kaczka jest optymalny w ramach wymagań narzuconych przez wojsko maszynie NGAD.
Koncern ma w tym zakresie pewne doświadczenie. Za F-47 i inne myśliwce firmy Boeing (aktualnie F-15 i F-18), odpowiada dział będący w praktyce wchłoniętą w latach 90. firmą McDonnell Douglas. Ta prowadziła w latach 90., w okresie tuż przed połączeniem z większym konkurentem, zaawansowane badania nad futurystycznym myśliwcem w układzie kaczka i w ogóle bez tradycyjnego ogona. Pomniejszony zdalnie sterowany model takiej maszyny, oznaczony X-36, przeszedł próby w locie. Miały być bardzo udane. Nie wiadomo jednak nic o praktycznym zastosowaniu opracowanych na jego potrzeby rozwiązań. Jest możliwe, że zobaczymy je właśnie w F-47. Widoczne na ujawnionych grafikach kształty trochę przypominają te widoczne na zdjęciach X-36.
Boeing zdobył koło ratunkowe
Wygrana w konkursie na budowę maszyny NGAD jest poważnym sukcesem Boeinga. Problemy ma nie tylko część cywilna firmy, ale też wojskowa. Ta odpowiedzialna za mniejsze maszyny bojowe, czyli wchłonięta firma McDonnell Douglas z głównymi zakładami w St. Louis, miała przed sobą bardzo niepewną przyszłość. F-15 i F-18 to maszyny w schyłkowej fazie swojej kariery, które nie zapewnią stabilnej przyszłości. Program nowego samolotu szkolnego T-7 zalicza ciągłe problemy oraz opóźnienia i nie jest to coś, co zastąpi produkcję pełnokrwistych maszyn bojowych. F-47 jak najbardziej taką będzie, więc zamówienie na nie znacznie poprawia przyszłość zakładów w St. Louis.
Wojsko USA na razie mówi o zamówieniu na około 200 nowych samolotów. Generał Allvin deklarował, że pierwszy prototyp poleci jeszcze w tej kadencji prezydenckiej, czyli do maksymalnie stycznia 2029 roku (samo oznaczenie „47” to między innymi połechtanie ego Donalda Trumpa, który właśnie pełni 47. kadencję prezydenta USA). Biorąc pod uwagę, że aktualne standardy w amerykańskich programach zbrojeniowych, opóźnienia i przekroczenia kosztów są normą, nie jest to zbyt pewne. Choć według Amerykanów demonstratorzy technologii programu NGAD latają już od 2020 roku. Oznacza to eksperymentalne maszyny przygotowane przez każdą z firm ubiegających się o zamówienie, które miały wykazać słuszność i wyższość przyjętych przez nią założeń konstrukcyjnych. Nie wiadomo jednak nic na ich temat. Początkowo o zamówienie ubiegała się cała wielka trójca, czyli Boeing, Lockheed Marin i Northrop Grumman. Ta ostatnia firma wycofała się jednak z konkurencji w 2023 roku, twierdząc, że chce skoncentrować się na innych projektach. Głównie nowym bombowcu B-21.
W miarę ujawniania większej ilości informacji na temat F-47 interesujące będzie porównywanie go z pokazanymi niedawno publicznie chińskimi konkurentami. Opisywaliśmy je szerzej. Według Chińczyków to też maszyny 6. generacji. Czyli potencjalni przyszli przeciwnicy w bitwie nad Pacyfikiem. Nie mają już układu kaczka.