
Najpierw przyznam się do grzechu: pierwszy raz w życiu spóźniłem się na pociąg. Korek na Marszałkowskiej, a później w Alejach Jerozolimskich okazał się na tyle dotkliwy, że jadąc z Gocławia na stację Warszawa Centralna linią „520” niestety rozminąłem się z odjeżdżającym, „moim” Pendolino o dosłownie paręnaście sekund. Zostało usiąść w restauracji, dokończyć artykuł o kolejowych turbulencjach w Bieszczadach i poczekać godzinę na następny pociąg do Krakowa.
PKP Intercity dojechało do Lipska. Tak wygląda nowe połączenie z Niemcami
Wbrew pozorom ten wstęp jak z nudnawej randki łączy się z tytułem artykułu. W sobotę pojechałem do grodu Kraka, aby dzień później – 14 grudnia – na dworcu głównym złapać debiutancki skład IC/EC „Chełmoński”https://wydarzenia.interia.pl/”Saxonia” ruszający do niemieckiego Lipska o nieludzkiej pod kątem wstania z łóżka godzinie 5:56. To jedna z najważniejszych nowości rozkładu jazdy PKP na 2026 rok, jaki wchodzi w życie jeszcze przed sylwestrem, jakby „przedwcześnie” – właśnie w połowie grudnia 2025.
Co prawda mogłem wybrać inną ścieżkę: jechać ze stolicy o 5:28 IC „Śnieżka” i przesiąść się „na styk” we Wrocławiu. Ale tak nie zrobiłem, bo dziewiczym kursem chciałem jechać od pierwszej stacji, a zresztą przesiadka w pięć minut jest ryzykowna. Tak więc z plecakiem, sportową torbą i kawą w ręce wtoczyłem się na peron drugi Krakowa Głównego, gdzie już 20 minut przed odjazdem czekali na „Chełmońskiego” podróżni.
I nieco się zdziwili, gdy stacyjna tablica – obok kierunku Świnoujście – pokazała drugi, dotąd kosmiczny w postaci Leipzig Hbf. – Przepraszam, dojadę nim do Wrocławia? – pyta mnie młoda pani, gdy fotografowałem niespotykany dotąd napis na wyświetlaczu. – Można jak najbardziej, jeszcze jak – odpowiedziałem.

Wówczas od strony moich pleców nasunął po torach bohater niedzieli, czyli pierwszy od dawien dawna pociąg z Polski do Lipska. Uściślając i wyjaśniając wcześniejszą podwójną nazwę: „Chełmoński”, który z zasady jedzie do Świnoujścia, na odcinku Kraków – Wrocław prowadzi wagony przepinane we Wrocławiu do składu „Saxonia”. Podróżnych wszelkie manewry nie obchodzą, nie muszą nigdzie wychodzić – wszystko dzieje się z nimi na pokładzie. Chyba że wykorzystają 30 minut przerwy, aby się przewietrzyć.

Nowy rozkład PKP. Kto kupuje szybciej bilety, ten ma więcej w portfelu
Wykorzystując fakt, iż „Saxonia” niczym jemioła porastająca topolę współżyje na pewnym odcinku z „Chełmońskim” – a ten drugi pociąg pochwalić się może Warsem – po wejściu do pociągu i zostawieniu bagaży w przedziale poszedłem na żurek. Jakoś nie miałem ochoty na klasyczne, śniadaniowe potrawy znane koneserom wagonu restauracyjnego. Jak to mówią, zupka z rana jak śmietana, ale podyskutować o tym nie miałem z kim, gdyż wszystkie stoliki poza moim były puste. Zaczęły zapełniać się dopiero około 8:00 – 9:00.

Co PKP Intercity zaoferowało w przedziale drugiej klasy, gdzie się rozgościłem? Jechałem zmodernizowanym wagonem wyprodukowanym w 1990 roku. Przy fotelach były czynne gniazdka, miejsca na nogi miałem akurat, ile trzeba, a ponadto panelem nad rozsuwanymi drzwiami dało się ustawiać temperaturę (oficjalnie, gdyż nastawiłem na 25 stopni, ale wydaje mi się, że aż tyle nie było – z ostrożności przyznaję: jestem zmarzluchem, nie miałem termometru i być może rozregulowałem wszystko otwarciem na chwilę okna).

A jak z ceną? Swój bilet – normalny, bez zniżek – na trasie z Krakowa do Lipska kupiłem 21 listopada i zapłaciłem za niego 120 zł. Jadąc „Saxonią”, sprawdziłem, ile trzeba byłoby zapłacić za przejazd przy rezerweracji miejsca na dosłownie ostatnią chwilę. Wyszło, iż w drugiej klasie taki zakup to koszt 236 zł, co więcej – z Wrocławia (a więc mowa o krótszej trasie) i bez możliwości zwrotu pieniędzy. Różnica jest ewidentna, choć „Saxonia” nie była wypełniona pod korek. Ba! Całą podróż spędziłem „indywidualnie” w jednym przedziale, nie dosiadł się nikt.

Niemiecka policja w polskim wagonie. Nagle zaczęli mówić po polsku
Kolejowo-geograficzną sensacją uruchomienia pociągu „Saxonia”, a także jego bliźniaka „Via Regia”, odjeżdżającego z Wrocławia po 13:00, a mającego w dobrodziejstwie inwentarza wagony z „Wyczółkowskiego” mknącego z Przemyśla, Rzeszowa i znów Krakowa, jest miejsce, gdzie pokonuje on granicę polsko-niemiecką. Otóż w niedzielę przed 11:00 doszło do historycznej chwili: pasażerski pociąg po raz pierwszy od 2007 roku przejście graniczne Węgliniec – Horka, używane przez minione lata wyłącznie w ruchu towarowym.

Pociąg jechał na tyle szybko, że nie zdążyłem sfotografować chwili wjechania wagonów PKP Intercity do Niemiec nieużywanym dotąd przez nie szlakiem. Przez okno mignął mi jedynie słupek w barwach niemieckiej flagi, stojący przy moście nad Nysą Łużycką. A po chwili pobyt na terytorium RFN potwierdzono mi SMS-em o warunkach korzystania z internetu za granicą i numerach telefonów alarmowych. Przebieżyłem wówczas po składzie, chcąc wiedzieć, ile osób jedzie ze mną. Naliczyłem mniej więcej 20.

Z tego spacerku wróciłem do swojego przedziału, wpatruję się w niemieckie krajobrazy, a tu nagle słyszę szum drzwi. Myślę: „Pewnie konduktor Deutsche Bahn chce sprawdzić bilety”. A tu zaskoczenie – stoi przede mną czterech funkcjonariuszy Polizei, śrubując wnikliwie, co robię. I mówią coś w swoim języku. – Do you speak English? – reaguję, nie będąc pewnym, czy na tyle pamiętam niemiecki z liceum, by się z nimi porozumieć. Słyszę: – Yes. Can you show me your passport?
(- Mówisz po angielsku?)
(- Możesz mi pokazać swój paszport?)
I sęk w tym, że nie miałem przy sobie paszportu, gdyż w końcu jesteśmy w strefie Schengen. Zagaduję więc, czy wystarczy inny dokument – trochę „pro forma”, bo to nie pierwsza taka sytuacja i zazwyczaj oczekiwania mundurowych zza Odry zaspokajało inne potwierdzenie mojej tożsamości. – Dowód osobisty? – nagle słyszę po polsku od mundurowych, choć z niemieckim zaciągiem. Biorą ode mnie wspomniany dowód, coś skanują, coś się ze sobą porozumiewają, i dopytują znów po polsku: – Do Lipska? Nowy pociąg?

– Nach Lipsk… Leipzig! Leipzig Hauptbahnhof! I’m a journalist – odpowiedziałem, poprawiając się w międzyczasie na niemiecki i angielski jednocześnie.
(- Do Lipska! Lipska Głównego! Jestem dziennikarzem)
Historyczna chwila. Pociąg PKP pojechał nieużywaną dotąd trasą
Takie policyjne kontrole wszystkich pasażerów wjeżdżających do Niemiec to w wykonaniu tamtejszych służb od paru lat klasyka gatunku. To reakcja rządu w Berlinie na niekontrolowaną migrację.

Pociąg „Saxonia” był pod specjalnym nadzorem nie tylko służb, ale i miłośników kolei, którzy zarówno po polskiej, jak i niemieckiej stronie tłumnie ustawiali się przy kolejowym szlaku, pragnąc nagrać inauguracyjny przejazd nieużywaną dotąd przez PKP Intercity linią. Wspinali się nawet (absolutnie odradzam!) na słupy energetyczne, wchodzili na płoty odgradzające posesje, aby tylko złapać lepszy kadr lokomotywy oklejonej w specjalny sposób. Trzymającą aparat fotograficzny dostrzegłem nawet starszą panią na stacji Elsterweda, która – po uwiecznieniu polskiego pociągu – na twarzy zalała się radością.

Bo i to warto odnotować. Nasz państwowy przewoźnik wysłał do Lipska elektrowóz ozdobiony twarzą Jana Sebastiana Bacha (który urodził się w Eisenach, co jest bezlitośnie wykorzystywane przez nauczycielki muzyki rymujące Bach / Eisenach – ale zmarł on właśnie w Lipsku), ziejącym ogniem smokiem wawelskim z Krakowa oraz dzwonem kojarzącym się z Przemyślem. Taka symboliczna lokomotywa podstawiła się we Wrocławiu, wywołując zainteresowanie nie tylko wśród czekających na ten konkretny pociąg.

„Saxonia” i „Via Regia” do Lipska. Nowy ruch PKP Intercity
Reasumując: PKP Intercity uruchomiło dwa pociągi do Lipska i z powrotem. Pierwszy to „Saxonia„, drugi – „Via Regia”. Oba startują z Wrocławia, lecz inne pociągi z południa Polski prowadzą do nich bezpośrednie wagony, przypinane w dolnośląskiej metropolii do składów z lokomotywą skierowaną w stronę Niemiec. W „Saxonii”, będąc spragnionym, kupiłem w podróży herbatę od pracownika Warsu przemierzającego wagon z minibarem i z nią przez niekoniecznie domyte okno podziwiałem krajobrazy.

Pasażerowie na razie nie wypełniają składów, lecz mówimy o pierwszym dniu kursowania. Każda linia – autobusowa, kolejowa, tramwajowa – potrzebuje czasu, by sprawdzić, czy są na niej odpowiednie tzw. potoki pasażerskie (liczba podróżnych na danym odcinku w określonym czasie). Prognozując, czy ruch z pociągami do Lipska się uda, czy nie, mówię: „Pomidor”. Ale jedno mogę stwierdzić na pewno: wysiadając na końcowej stacji w świątecznym okresie, nie opędzisz się nawet na dworcu od stoisk z grzanym winem.
Wiktor Kazanecki, Interia
Kontakt do autora: wiktor.kazanecki@firma.interia.pl












