Około 15 osadników z nożami, pałkami i jeden ze strzelbą weszło w poniedziałek wieczorem do osady Suseja na Zachodnim Brzegu. Jednym z nielicznych mieszkańców wsi jest Hamdan Ballal, laureat Oscara za film „Nie chcemy innej ziemi”. Ta ziemia to właśnie Suseja, At-Tuwani, Zanuta, Halawa i kilkanaście innych wiosek, które wchodzą w skład obszaru Masafer Yatta. Ballal został zaatakowany w progu swojego domu przez osadników i żołnierzy izraelskich, a później zatrzymany przez wojskowych pod pretekstem rzucania kamieniami w żołnierzy i wywieziony do bazy militarnej, gdzie znęcano się nad reżyserem. Pozostali twórcy „Nie chcemy innej ziemi” rozpoczęli w sieci kampanię na rzecz uwolnienia filmowca. Po około 24 godzinach Ballal został wypuszczony i zabrano go do szpitala w Hebronie. Jak relacjonuje izraelsko-palestyński portal +972 Magazine, mężczyzna z trudem chodził, a ubranie miał zaplamione krwią.

W środę Ballal spotkał się z mediami na pozostałościach placu zabaw w pobliżu swojego domu. – Była 18, zaczynaliśmy Iftar [pierwszy posiłek po zachodzie słońca w okresie ramadanu], kiedy osadnicy zaatakowali dom mojego sąsiada. Pobiegłem tak, żeby filmować to, co się dzieje, ale napastnicy stali się bardziej agresywni. Bałem się o moją rodzinę, która została sama – moja żona, trójka dzieci i żona brata – więc pobiegłem do domu. Zamknąłem drzwi i stałem na zewnątrz, by ich chronić, pilnować, żeby żaden osadnik nie wszedł do środka – relacjonował.

Zobacz wideo Strefa Gazy w rękach Amerykanów. Donald Trump chce zbudować tam nadmorski resort

Ballala zaatakował dobrze znany osadniczy agresor Shem Tov Lusky. 25-latek w czapeczce z daszkiem regularnie przyjeżdża do Masafer Yatta samochodem albo na koniu, rozpędza i kradnie zwierzęta, wypuszcza swoje krowy, by zadeptały uprawy, grozi mieszkańcom (Ballalowi groził wcześniej gwałtem). Lusky, który z dumą mówi o sobie, że jest rasistą, uważa, że ziemia jest jego, bo „otrzymał ją od Boga”. Gdy Ballal stał przed domem, Lusky podszedł do niego z dwoma żołnierzami. – Filmowałem wszystko telefonem. Żołnierze wymierzyli we mnie broń i zaczęli wyzywać. Shem Tov Lusky zaszedł mnie od tyłu i uderzył w tył głowy. Upadłem i telefon wypadł mi z ręki. Żołnierze powtarzali słowa po hebrajsku, których nie zrozumiałem, a jeden z nich mierzył do mnie i groził, że strzeli. Shem Tov Lusky wciąż bił – uderzał i kopał mnie w głowę ponad 10 razy i bił po całym ciele – opowiadał reżyser. Zgodnie z jego relacją, oprócz osadnika bił go też jeden z żołnierzy. – Czułem, że biją, żeby mnie zabić. Żołnierz wciąż groził, że strzeli, dwukrotnie oddał strzały w powietrze – najpierw dwie, potem trzy kule. Nie przestawali mnie bić. Jeden z żołnierzy znalazł mój telefon i go zabrał – mówił wolno i cicho Palestyńczyk.

Gdy atak ustał, Ballal bezskutecznie prosił o pomoc lekarską. Policja spisała jego dane, a następnie reżyser – w raz z dwoma innymi mieszkańcami osady – został aresztowany. Mężczyzn skrępowano, zasłonięto im oczy i wrzucono do wojskowego jeepa. Ballal krwawił z ust i miał problemy z mową. Żołnierze wywieźli zatrzymanych do bazy wojskowej, gdzie rzekomy lekarz odmówił interwencji. Resztę nocy reżyser spędził zakuty w zimnym pokoju, pod klimatyzacją. Gdy próbował zmienić pozycję nóg, podchodził żołnierz z pałką i bił go po nogach. Ballal uważa, że w pewnym momencie wojskowi zorientowali się, że jest laureatem Oscara i od tego momentu traktowali go jeszcze gorzej – wyśmiewali, bili i kładli przedmioty na głowie. Po wielu godzinach wszyscy trzej aresztowani Palestyńczycy zostali doprowadzeni na policję, by złożyć zeznania. Tam dowiedzieli się, że osadnicy wnieśli zawiadomienie o pobiciu przez mieszkańców wsi. Ostatecznie Ballala zwolniono za kaucją, z 30-dniowym zakazem kontaktowania się z Luskim. Mężczyzna trafił do szpitala, gdzie opatrzono mu rany i podano kroplówkę.

Jak opowiedział Ballal, zdecydowanie nie była to pierwsza napaść na jego wioskę, ale pierwszy raz padł ofiarą tak poważnego ataku. – Teraz naprawdę myślę, że po sukcesie filmu i Oscarze istnieje poważne zagrożenie dla naszego życia – mówił. Na pytania od +972 Magazine Shem Tov Lusky odpowiedział, że nikogo nie uderzył, to Ballal go zaatakował, a później „robił szopkę”. Z kolei w rozmowie z izraelską agencją prasową TPS Lusky powiedział, że Palestyńczycy linczowali młodego żydowskiego pasterza, a następnie zaatakowali jego i to „cud, że uszedł z życiem”.

Na miejscu zdarzenia byli amerykańscy aktywiści z Center For Jewish Nonviolence, organizacja zrzeszająca Żydów z całego świata, którzy przyjeżdżają do Zachodniego Brzegu, by sprzeciwiać się okupacji palestyńskich osad przez izraelskich osadników. Jak wyjaśniają, jako Żydzi, wykorzystują swój przywilej do wspierania dyskryminowanych przez izraelskie władze Palestyńczyków. Oni również zostali zaatakowani przez zamaskowanych osadników, co widać na nagraniach.

„Strefa ostrzału” czyli „granica etniczna”

Izrael okupuje ten region od 1967 roku. Obszar Masafer Yatta przeznaczono na miejsce szkolenia armii, co – zgodnie z izraelskim prawem – pozwala wysiedlać Palestyńczyków z ich ziem. +972 Magazine ujawnił dokumenty ze spotkań ówczesnego ministra rolnictwa Ariela Szarona z wydziałem ds. osadnictwa Światowej Organizacji Syjonistycznej, która współpracuje z izraelskim rządem. Szaron tłumaczył, że wyłącznym celem tworzenia „Stref ostrzału” na Zachodnim Brzegu jest późniejsze przekazanie ich izraelskim osadnikom.

Te konkretną strefę nr 918 w Masafer Yatta utworzono, by – to słowa Szarona – „zapobiec rozprzestrzenianiu się arabskich wieśniaków na zbocza gór, w kierunku pustyni”. Późniejszy premier uważał, że należy stworzyć strefę buforową między beduinami, obywatelami Izraela na pustyni Negew (arab. Naqab) a Palestyńczykami na Zachodnim Brzegu. Szaron stwierdzał, że „granica etniczna” zapobiegnie dotarciu Palestyńczyków na przedmieścia Beer Szewy.

W maju 2022 roku izraelski sąd najwyższy orzekł, że wysiedlenie mieszkańców, których rodziny zajmowały te ziemie od końca XIX wieku, jest konieczne do prowadzenia szkoleń wojskowych. Niedługo później armia zaczęła wysyłać na miejsce czołgi i saperów z minami. Z raportu izraelskiej organizacji Kerem Navot, która monitoruje działania rządu na Zachodnim Brzegu, wynika, że do faktycznych szkoleń wykorzystywanych jest ok. 20 proc. zaanektowanego terenu.

Przegrana walka z buldożerami

Mieszkańcy Masafer Yatta wielokrotnie byli wypędzani ze swoich ziem. Do osad przyjeżdża wojsko z koparkami lub buldożerami, burzą bardzo skromne, często prowizoryczne chatki, zalewają betonem studnie i odjeżdżają. Jeśli Palestyńczycy odejdą lub przestaną uprawiać ziemię, stracą do niej prawo, dlatego nocami próbują odbudować się z pozostałości i pustaków, stawiają namioty lub przenoszą się do pobliskich jaskiń, których w tym regionie jest kilkaset. I zaczynają od początku, bo wojsko nie daje im nawet czasu na wyniesienie swoich rzeczy.

Czy nie mogą walczyć? Palestyńczycy nieustannie próbują protestować przeciwko wysiedleniom, ale poza nagrywaniem wszystkich zdarzeń i napaści, niewiele mogą. W filmie pojawia się nawet wątek mężczyzny, który próbuje odzyskać generator prądu, co kończy się dla niego tragicznie. W tym kontekście nie można też zapominać – choć minęło już tyle lat – o sprawie Rachel Corrie, Amerykanki, która protestowała przeciwko burzeniu palestyńskich domów w czasie Drugiej Intifady. Studentka wyjechała do Strefy Gazy w czasie pracy nad propozycją, by jej rodzinna Olympia w stanie Waszyngton i Rafah zostały miastami partnerskimi. W Gazie dołączyła do działaczy International Solidarity Movement i ich pokojowych protestów. 16 marca 2003 roku Corrie – protestująca z trójką Brytyjczyków i trójką Amerykanów – stanęła na drodze uzbrojonego buldożera Caterpillar D9R, który jak gdyby nigdy nic ją rozjechał.

Śmierć 23-latki stwierdzono kilkanaście minut po tym, jak trafiła do szpitala. Miała zgniecioną klatkę piersiową, połamane żebra, obojczyki, kręgosłup – nie miała szans na przeżycie. Świadkowie zdarzenia byli przekonani, że operator prawie 60-tonowej maszyny musiał ją widzieć, miała na sobie jaskrawą kurtkę i była kilkanaście metrów od buldożera. Strona izraelska przekonywała, że kobieta była w tzw. martwym polu i operator jej nie widział.

Akademia Filmowa wybrała milczenie 

Gdy „Nie chcemy innej ziemi” dostał Oscara dla najlepszego pełnometrażowego filmu dokumentalnego, okupację palestyńskich ziem na Zachodnim Brzegu zobaczył cały świat. I od początku wielu ten rozgłos się nie podobał – już w czasie gali w Dolby Theatre nie brakowało twórców, którzy nie oklaskiwali zwycięzców. Basel Adra, jeden z twórców i główny bohater filmu, wyznał, że liczba ataków izraelskiego wojska i osadników wzrosła od kiedy film został nagrodzony przez Akademię. Żona Ballala, Lamja, w rozmowie z CNN wyjaśniała: – Pokazał nasze cierpienie całemu światu, pokazał, co robią nam osadnicy, więc chcą się na nim zemścić.

Akademia Filmowa – jak informował w środę izraelski współtwórca „Nie chcemy innej ziemi” Yuval Abraham – nie chciała wyrazić wsparcia dla Ballala. Niektórzy członkowie Akademii, zwłaszcza z branży dokumentalnej, naciskali na wydanie oświadczenia, ale ostatecznie im odmówiono. „Powiedziano nam, że ponieważ inni Palestyńczycy zostali pobici w ataku osadników, należy uznać go za niezwiązany z filmem, więc nie widzą powodu, by reagować. (…) Akademia znalazła wymówkę, by zachować milczenie, kiedy uhonorowany przez nich twórca, żyjący pod okupacją izraelską, potrzebował ich najbardziej” – napisał Abraham.

W czwartek Akademia rozesłała oświadczenie do swoich członków. Pobieżnie potępiono „krzywdzenie lub tłumienie artystów w związku z ich pracą lub poglądami”, ale nie wspomniano ani słowem o ataku na Hamdana Ballala. Stwierdzono natomiast, że Akademia ma prawie 11 tysięcy członków z „unikalnymi poglądami”, dlatego skupia się na „wspieraniu wolności tworzenia, stawiania wyzwań i wyobraźni”.

Udział
© 2025 Wiadomości. Wszelkie prawa zastrzeżone.