Szymon Krawiec, „Wprost”: Czuję się trochę niezręcznie. Mamy rozmawiać o książce, którą ty czytałeś, a ja nie, której jeszcze na polskim rynku nie ma.

Maciej Gnyszka: Może i to trochę niezręczne, ale książka jest świetna i wbrew pozorom grono Polaków, którzy ją czytali w oryginale nie jest też jakieś zerowe. Natomiast rzeczywiście, w tym gronie są ludzie mocno zafiksowani na punkcie inwestowania i Buffetta.

To jak wygląda świat według Warrena Buffetta?

Świat według Buffetta to przede wszystkim liczby, liczby i jeszcze raz liczby. On nie potrafi żyć bez liczb. Nie potrafi żyć bez przeliczania, porównywania, opisywania, syntetyzowania wizji świata w ten sposób. Liczby fascynują go w zasadzie od dziecka. Poza tym, jego świat wygląda tak, że w ogromnej mierze składa się z szaleńców. Z ludzi nie panujących nad emocjami i właśnie dzięki temu można cierpliwie, spokojnie, bez zbytnich stresów zarabiać. To jest takie drugie oblicze świata według Warrena Buffetta, czyli przerost emocji, który sprawia, że rzeczy się ruszają.

Wyrocznia z Omahy, mędrzec, wzór, mentor, inwestor doskonały – tak się o Buffecie przez lata pisało. Ale, żeby nie było tak słodko, to Buffet kiedykolwiek się pomylił?

Pomylił i to nieraz. Jedną z jego najsłynniejszych pomyłek, która zaprowadziła go nawet przed oblicze amerykańskiego Senatu, gdzie musiał zeznawać, była inwestycja w Salomon Brothers. Jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku to był jeden z najpotężniejszych banków inwestycyjnych świata. Ale już w latach 90. był w centrum skandalu manipulowania amerykańskimi papierami skarbowymi. Buffett, który w Salomon zainwestował, wszedł wtedy nawet do zarządu, żeby całą sytuację posprzątać. Tych pomyłek, również poza amerykańską giełdą, było więcej.

Czy ty uchwyciłeś w tej lekturze jakiś jeden kluczowy moment, taki złoty strzał Buffetta, bo jak to się stało, że chłopak, który zaczynał od roznoszenia gazet i pracy w rodzinnym spożywczaku, dorobił się 148 mld dolarów majątku?

Takie złote strzały to raczej nie jest domena Buffetta.

To nie jest człowiek działający w emocjach, tu i teraz. Jego życiorys to historia wielkiej cierpliwości i wytrwałości. Robienia tego samego, konsekwentnie, przez lata.

Swoją przygodę z rynkiem kapitałowym zaczynał bardzo wcześnie. Pierwsze akcje na giełdzie kupił, kiedy miał zaledwie 11 lat. W zasadzie od tamtej pory nic się w jego strategii nie zmieniło. Te same zasady, zdrowy rozsądek, długi czas. Kiedy już Warren nabrał mocy, inwestycje przynosiły zwrot w postaci coraz większego kapitału, to było go stać na dostęp do ekskluzywnych deali. Zyskał kartę przetargową do tego, żeby zapewnić sobie specjalne warunki w ramach transakcji poza rynkiem. To, co dawało mu zawsze przewagę to skóra nosorożca odporna na rynkowe emocje.

On od lat utrzymuje się w ścisłej dziesiątce najbogatszych ludzi na świecie, ale jeździ tym samym samochodem, mieszka w tym samym domu, pije ten sam rodzaj coli na dodatek z puszki. Skąd ta skromność? Po co?

To można zrozumieć właśnie dzięki „Snowballowi”. To po prostu jego osobowość. Bardziej pasjonują go liczby, tabele niż to, czym jeździ, gdzie bywa, co ma na sobie. Jak to się po młodzieżowemu dzisiaj mówi, byłby no-lifem.

Czy jest jakiś moment, który cię w tej książce zaskoczył najbardziej?

Są takie epizody. I śmieszne, i smutne. Taki, w którym rozpada, ale tak naprawdę to się nie rozpada jego małżeństwo. Człowiek, który siedzi w cyferkach i tabelkach niezbyt po prostu dba o resztę życia. Przeoczył więc i dzieciństwo swoich dzieci, i potrzeby swojej żony Susie. A jeżeli nawet je zauważał, to podchodził do nich bardzo narzędziowo, technicznie, bez empatii. Nie chcę tutaj za dużo zdradzać, żeby ktoś jednak tę książkę przeczytał, ale to rozejście w zasadzie rozejściem nie było, bo Susie wciąż czuła się za Warrena odpowiedzialna.

Ciekawą postacią w książce jest Katharine Graham, wydawczyni „The Washington Post”, gazety, którą odziedziczyła po rodzicach, a w którą zainwestował swego czasu Buffett. To ona zapraszała go na rauty, na przeróżne oficjalne uroczystości, gdzie musiał zacząć jakoś towarzysko funkcjonować. Bardzo szybko dostał sygnał od Kay, że powinien też się umieć ubierać. To dzięki niej na przykład poznał sushi i szereg różnych potraw innych niż hamburger albo stek.

W książce jest opisana sytuacja, kiedy Kay Graham ląduje na lotnisku w Chicago, bodajże w połowie lat 80. Chce gdzieś zadzwonić, ale nie ma przy sobie gotówki, więc prosi Warrena o pomoc. On ma przy sobie ćwierćdolarówkę, a Kay potrzebuje tylko 15 centów. Kiedy Warren się dowiaduje, że chodzi o 15, a on ma jej pożyczyć 25 i zarazem stracić 10 centów, to zaczyna szukać miejsca, gdzie by mu rozmienili jedną monetę na drobne. W końcu Kay pyta go: „Warren, czy pozwolisz mi stracić twoją dziesięciocentówkę?” No i z bólem serca, ale się na to godzi.

To śmieszna sytuacja, ale to też pokazuje, że Buffett patrzy na pieniądz przez pryzmat wyników inwestycyjnych, które jest w stanie osiągać. Czyli na dolara, którego ma w portfelu dzisiaj, patrzy jak na dziesięć, trzydzieści, pięćdziesiąt dolarów w przyszłości. Jego życie to gra w liczby.

Gra czy po prostu chciwość?

To nawet nie wynika z chciwości, tylko po prostu z tego, żeby w tej grze, ludzkiej grze w liczby być po prostu pierwszym i tyle. Dla radości bycia pierwszym, dla tej samej pasji, dla której matematyk, chce odhaczyć kolejny problem, zrozumieć go i rozwiązać.

Jak to się stało, że tylko ty masz prawa do przetłumaczenia biografii Buffetta na polski?

Formalnie rzecz biorąc, to prawa do tłumaczenia ma Polski Fundusz Sukcesyjny, którego jestem prezesem. A z tłumaczeniem stało się tak, że jako fan Buffetta, uważam, że gdyby był Polakiem, to właśnie stworzyłby coś takiego jak Polski Fundusz Sukcesyjny. Pomyślałem, że byłoby dla funduszu dobrze, gdybyśmy to właśnie my wydali biografię wyroczni z Omaha. No i tak zrobiliśmy. Odezwaliśmy się do dysponenta praw do książki w tej części świata. Okazało się, że dotąd nie było chętnych i po prostu je kupiliśmy.

W temacie sukcesji Buffett chyba najlepszym przykładem nie jest. Ma synów, a biznes przekazuje menadżerowi. Mówi, że dzieciom należy zostawić tyle, żeby mogły robić, co chcą, ale nie tyle, żeby mogły nie robić nic.

No właśnie uważam, że jest dobrym przykładem sukcesji. W tym znaczeniu, że poszedł w sukcesję menedżerską. Wielu polskich przedsiębiorców, którzy powinni pójść w takim kierunku tego nie robi, ponieważ nie ufają swoim ludziom. A po drugie, nie byli w stanie stworzyć warunków, by talenty rozwinęły się w ich firmach na tyle, żeby ktoś stał się menadżerem-sukcesorem. Z jednej strony Buffett może być przykładem sukcesji menedżerskiej zakończonej sukcesem, ale z drugiej, trzeba uczciwie przyznać, że jeśli chodzi o jego dzieci, to mogło to wyglądać lepiej.

Warren był nieobecnym ojcem, ciągle wiszącym na telefonie, ciągle czytającym książki, gazety. Oczytany człowiek, a nie udało mu się wprowadzić dzieci w swój świat. Dał dzieciom wolność, ale bardziej była skutkiem tego, że Warren nie był dla nich przewodnikiem.

Bardziej tę rolę, i opieram się tu także na „Snowballu”, spełniała jego żona Susie. Co pewnie warto zauważyć, to jego dzieci zorientowały się, że są nieco ponad klasą średnią dopiero na studiach. Na pewno Buffett uchronił je więc przed rozpasaniem i syndromem „bycia z zawodu synem”, jak to w wielu miejscach jest.

Piszesz do ludzi, którym oferujesz polskie tłumaczenie tej biografii: Zamów książkę i wybierz numer od 1 do 100. O co w tym chodzi?

Warren Buffett jest człowiekiem, który uwielbia kolekcjonować. Zbierać różne rzeczy. O tej stronie jego osobowości można też dużo w „Snowballu” poczytać. Idąc tym tropem, chcieliśmy zrobić coś wyjątkowego, a więc sto numerowanych egzemplarzy kolekcjonerskich, które dają szereg bonusów. Na przykład wstęp na ekskluzywne imprezy, tylko dla klubowiczów czy też fanów Warrena. Ale z drugiej strony, chcieliśmy też w ten sposób stworzyć rynek wtórny dla tych egzemplarzy na zasadzie zbudowania jakiejś wartości inwestycyjnej tych książek.

Książka u ciebie Tania nie jest. 247 zł za egzemplarz. Oryginalne wydanie po angielsku można kupić za 60 zł.

Wiem, że kilku wydawców rozważało wydanie „Snowballa” po polsku, ale uznali, że nikt w Polsce nie przeczyta 800-stronicowej książki. Dla nich to nie był rentowny projekt. Oryginalne angielskie wydanie kosztuje o wiele mniej, bo jest na nie ogromny rynek. W zasadzie cały świat, bo dzisiaj prawie każdy mówi po angielsku. A w Polsce mamy inne realia. Nasz rynek ma o wiele mniejszy potencjał. Nie chodzi tylko o liczbę osób posługujących się językiem polskim, ale też odsetek Polaków interesujących się w ogóle tematyką inwestycyjną. Chodzi też o koszty. To obszerna książka, więc i tłumaczenie, i druk, i produkcja, i sam zakup praw do wydania pochłonął sporo środków. Dzisiaj zakup bestsellerowej biografii Warrena Buffetta przetłumaczonej na język polski jest po prostu bezcenny. Dlatego, że go na rynku nie ma.

Oferujesz jeszcze pakiet premium z książką za prawie 2300 zł. To już chyba oferta dla najbogatszych Polaków.

To są właśnie te egzemplarze kolekcjonerskie od 1 do 100. I może się zdziwisz, ale do tej pory na liście nabywców nikogo z najbogatszych Polaków nie ma. Wśród pierwszych kupujących są często pasjonaci, ludzie interesujący się biznesem. Są też i tacy, którzy kupili po egzemplarzu dla siebie, dla żony i trójki dzieci.

A czego najbogatsi Polacy mogliby się od Buffetta nauczyć?

Na przykład budowania wyjątkowych modeli biznesowych, które są niekopiowalne. Na przykład tego, żeby nie bać się giełdy i nie bać się współpracy. Buffett jest człowiekiem, który zbudował wielką rzecz współpracując przecież z innymi. Polscy przedsiębiorcy niestety bardzo często chcą wszystko robić sami. Dzisiejszego Berkshire Hathaway, czyli konglomeratu najważniejszych spółek Buffetta by nie było bez wielu przejęć, współprac, joint venture. Bez tego, co nazywamy także networkingiem. No, ale w Polsce to się zupełnie inaczej kojarzy niż w Stanach.

Po przeczytaniu tej biografii zostaje wiekopomne pytanie – pieniądze szczęścia nie dają czy dają?

Pieniądze dają możliwości. A od tego, czy dadzą szczęście, czy nieszczęście, zależy od serca i kręgosłupa człowieka.

Jak mawiał Warren, nie da się zrobić dobrego biznesu ze złymi ludźmi. Ja bym to strawestował. Źli ludzie nie mogą osiągnąć szczęścia poprzez pieniądze, bo tylko będą powiększali skalę zła wokół siebie.

Kiedy premiera polskiej edycji?

Przełom pierwszego i drugiego kwartału 2025 roku. Chcemy ją odpalić podczas jednego z największych wydarzeń inwestycyjnych w Polsce. Ale w przedsprzedaży warto być z nami już teraz, bo mamy w planach specjalne eventy, jak na przykład Family Business Summit, który już 10 grudnia, i tym, którzy egzemplarz wcześniej kupią, otrzymają na bieżąco tłumaczone rozdziały.

Udział
© 2024 Wiadomości. Wszelkie prawa zastrzeżone.