Jak wynika z reportażu przygotowanego przez Jacka Smaruja, to pierwsze ugrupowanie m.in. pomagało rosyjskiemu ambasadorowi, czym chwali się w materiale jeden z działaczy tej formacji.

„Nie wiem, czy pan widział to, co zrobiliśmy 9 maja, że ambasador rosyjski mógł złożyć wieńce pod Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich. Dwa lata temu ambasadora oblali farbą. Wie pan, policja stoi i nic nie robi, to mnie jako Polakowi to jest wstyd!” – mówi rozwścieczony działacz „Frontu”. Jak podkreśla Smaruj, to wysoko postawiony przedstawiciel tej formacji.

Jan Piekło: Oni sami na to nie wpadli

Dziennikarz dopytywał, jak to się stało, że „Front” pomógł Siergiejowi Andriejewowi. – Dostaliśmy zgodę na wiec w tym miejscu. I służba porządkowa nasza zrobiła przejście dla ambasadora, żeby mógł sobie złożyć (…). No był przewodniczący zgromadzenia, który jak coś tego, to policji zgłaszał i policja wyjazd robiła. Aby pokazać, że tu są normalni ludzie – tłumaczył w jaki sposób, legalnie, „Frontowi” udało się przeprowadzić jedną ze swych akcji.

– To nie było tak, że oni sami na to wpadli. Prawdopodobnie była taka prośba czy konsultacje ze środowiskami nie prorosyjskimi, ale rosyjskimi. Chodziło o to, żeby pokazać, że w Polsce są ludzie, którzy chcą bronić ambasadora rosyjskiego. Żeby mógł składać kwiaty i popisywać się faktem, że wciąż jest w Polsce. I że może nam pokazać figę – ocenia w rozmowie z Interią Jan Piekło, były ambasador RP w Ukrainie.

– Chcą pokazać, że w Polsce są „normalni” ludzie. To samo robi partia Leszka Sykulskiego. To budowanie środowiska, które powinno być infiltrowane i niedopuszczane do publicznych wypowiedzi, przynajmniej tak często, jak się to dzieje. To jest groźne. Powinniśmy brać przykład z krajów bałtyckich, które mają liczną mniejszość rosyjską. Nam powinno być łatwiej sobie z tym poradzić, ale okazuje się, że łatwiej nie jest – dodaje dyplomata.

„Front” przekonuje, że współpraca z Rosją byłaby dla Polski dobra. Wyraźnie można to wyczytać z programu tej formacji, ale też świadczą o tym czyny. Szef ugrupowania, Krzysztof Tołwiński, to były poseł PiS, ale współpracował też z innymi partiami: PSL, Kukiz’15, Konfederacją. Dwa miesiące po ataku Rosji na Ukrainę założył partię Front, a jako jej szef odwiedził wraz z delegacją Siergieja Andriejewa.

– Panie ambasadorze, chcieliśmy tutaj w dniu święta Rosji, jako przedstawiciele formacji politycznej Front, ale także na ręce pana ambasadora (…) przekazać nasze dary rolnicze. Pan ambasador dobrze wie, że my tutaj mamy w Polsce zatrute plony ideologii zachodniej i to one dusze nam zatruwają. Panie ambasadorze… jak my odzyskamy suwerenność, tak jak Federacja Rosyjska, to wszystko będzie w porządku – mówił Tołwiński pokazany w reportażu Smaruja.

„Przecież Korwin-Mikke przebywał na okupowanym Krymie”

Te partie powinny być pod specjalnym nadzorem, a w przypadku uzasadnionych podejrzeń powinny zostać podjęte konkretne działania. Mamy przecież w samym parlamencie Konfederację, która nie jest bezpośrednio prorosyjska, ale w tle ten temat się pojawiał. Przecież Janusz Korwin-Mikke przebywał na okupowanym Krymie, co jest niezgodne z polską polityką zagraniczną – przypomina były ambasador.

Tymczasem Jan Piekło jest zdania, że Polska bez żalu powinna pożegnać rosyjskiego ambasadora, tak jak zrobiły to kraje bałtyckie.

– Uważam, że trzeba wezwać na pilne konsultacje do Warszawy ambasadora Krajewskiego, co spowodowałoby automatyczny wyjazd z naszego kraju ambasadora Andriejewa. Byłoby to najlepsze rozwiązanie, które zresztą zostało zastosowane w trzech krajach bałtyckich, gdzie nie ma ambasadora rosyjskiego – proponuje dyplomata.

– Zauważyłem jednak, że polska dyplomacja – zarówno za czasów ministra Raua, jak i ministra Sikorskiego – uznała, że należy tego ambasadora w Polsce trzymać. Nie wiem, po co, bo tworzy to tylko problemy, jak choćby ten incydent związany z oblaniem go farbą – konkluduje.

Udział
© 2024 Wiadomości. Wszelkie prawa zastrzeżone.