
-
Wielkie drapieżniki wracają do Ameryki Północnej, zmieniając ekosystemy szybciej, niż się tego spodziewano.
-
Ich obecność nie zawsze prowadzi do prostego spadku liczebności roślinożerców, a wpływ człowieka okazuje się kluczowy.
-
Skomplikowane relacje pomiędzy różnymi gatunkami drapieżników i roślinożerców wpływają na cały krajobraz biologiczny kontynentu.
-
Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Najbardziej spektakularny przykład to reintrodukcja wilków do Yellowstone w 1995 r. Z 66 zwierząt powstała populacja, która dziś rozprzestrzeniła się obszar obejmujący ponad 500 tys. km² w sześciu stanach USA. Naturalnie rozrastają się również populacje w rejonie Wielkich Jezior, a pojedyncze osobniki docierają coraz dalej na południe Kolorado.
Równolegle wracają pumy, których liczebność odbudowała się po zniesieniu nagród za odstrzał w latach 60. Zwierzęta te zasiedliły większość górskich regionów zachodnich stanów USA, choć rozległe Wielkie Równiny pozostają dla nich barierą nie do przejścia.
Najsłabiej radzi sobie niedźwiedź grizzly – w USA zajmuje dziś tylko ok. 6 proc. dawnego zasięgu, a jedynie populacje w Yellowstone i Northern Continental Divide realnie rosną. W Kanadzie i na Alasce obraz jest inny: grizzly i czarne niedźwiedzie zajmują większość historycznych terenów.
Wspólny mianownik? Wszędzie tam, gdzie maleje presja człowieka, drapieżniki wracają szybciej, niż przez dekady znikały.
Kto naprawdę kontroluje roślinożerców
Intuicja podpowiada, że jeśli drapieżnik wraca, populacja jego ofiar, czyli w Ameryce najczęściej jeleni, łosi czy karibu powinna spadać. Rzeczywistość okazuje się znacznie bardziej złożona.
Badania cytowane przez naukowców pokazują, że na liczebność dużych roślinożerców silniej niż wilki czy pumy wpływają polowania, klimat, dostępność pokarmu i choroby. W Yellowstone wilki zabijają przede wszystkim cielęta i stare osobniki łosia Cervus canadensis, natomiast o liczebności kluczowej dla populacji grupy – samic w sile wieku – decydują głównie czynniki środowiskowe i presja człowieka.
Wyjątki zdarzają się na wyspach i w „wyspowych” układach kontynentalnych. Na Coronation Island wilki niemal wyeliminowały jelenie sitkajskie Odocoileus hemionus sitkensis. Podobnie w rejonach o ograniczonych zimowych żerowiskach – jak Madison Headwaters w Yellowstone – drapieżnik może ograniczyć populację nawet kilkukrotnie.
W większości kontynentalnych układów sytuacja jest jednak bardziej subtelna: drapieżniki wpływają na rozmieszczenie i zachowania roślinożerców, ale rzadko samodzielnie kształtują ich liczebność. Tu wpływ człowieka jest wciąż najistotniejszym czynnikiem.
-
Lód się topi, a niedźwiedź polarny się zmienia. Nawet dieta jest inna
-
Są coraz częściej widywane w Arktyce. To hybryda dwóch niedźwiedzi
Złożony świat wielu drapieżników
Ekosystemy współczesnej Ameryki Północnej nie przypomina już prostych układów drapieżnik-ofiara znanych z podręczników. W wielu miejscach jelenie i łosie żyją pod jednoczesną presją wilków, pum, czarnych i brunatnych niedźwiedzi.
Prowadzone od lat badania wskazują, że choć niedźwiedzie grizzly są najskuteczniejszymi zabójcami młodych łosi, to dorosłe samice najczęściej padają ofiarami pum. Wilki odpowiadają za część śmiertelności roślinożerców, ale ich wpływ jest często kompensowany przez polowania.
Jednocześnie obecność wielu drapieżników potrafi… chronić ofiary. Dzieje się tak, gdy na przykład pumy zabijają część jeleni, a myśliwi, w odpowiedzi na to, zmniejszają odstrzał, zwiększając przeżywalność samic.
Ten rodzaj interakcji i sprzężeń zwrotnych sprawia, że wpływ drapieżników nie jest ani prosty, ani jednokierunkowy.
-
Wilki stały się wrogiem. Politycy w USA podjęli kontrowersyjną decyzję
-
Nadleśnictwo wypuściło drony. Pokazały zachowanie wilków, którego nie znamy
Kaskady troficzne: co naprawdę zmienił powrót wilków
Słynne nagrania bujnych wierzb i topoli z Yellowstone obiegły świat jako dowód, że powrót wilków „uzdrowił” ekosystem, bo wilki przetrzebiły roślinożerców, którzy wcześniej zjadali młode drzewka. Przegląd badań pokazuje jednak, że sytuacja jest bardziej zniuansowana.
Topole i wierzby faktycznie rosną wyżej tam, gdzie spadło zagęszczenie łosi – ale bez dodatkowych czynników, takich jak podniesienie poziomu wody przez bobry Castor canadensis, ich odrodzenie pozostaje punktowe. Co więcej, rosnąca populacja bizonów Bison bison potrafi całkowicie zatrzymać regenerację wierzby, wyjadając młode pędy szybciej, niż te dorastają.
Wynik? Częściowa, ale nie pełna kaskada troficzna. Drapieżniki wywołały zmiany, ale struktura dolin rzecznych i presja innych roślinożerców wciąż ograniczają regenerację wielu obszarów.
Mezodrapieżniki: wilk jako obrońca… lisów
Gdzie wracają duże drapieżniki, tam zmienia się los mniejszych. Coyoty Canis latrans są skutecznie wypierane przez wilki, co lokalnie zwiększa liczebność lisów Vulpes vulpes. Spadek liczby kojotów może też ograniczać drapieżnictwo na noworodkach antylop Antilocapra americana.
Równocześnie miejsca, w których najwięksi drapieżnicy pozostawiają zabite przez siebie, duże ofiary, stają się punktami ryzyka: na padlinie puma lub lis może trafić na wilczą watahę lub niedźwiedzia.

Choć ich obecność zmienia krajobraz biologiczny kontynentu, tylko ok. 15 proc. obecnych zasięgów drapieżników leży na terenach chronionych. Reszta to krajobrazy rolnicze, leśne i prywatne, w których kluczową rolę odgrywają ludzie.
Nowe technologie – od telemetrii GPS po analizę DNA środowiskowego – pozwalają dziś obserwować te zwierzęta z wyjątkową dokładnością. Po raz pierwszy ekolodzy mogą śledzić nie tylko efekty polowań, ale też zachowania, przepływ energii w systemie i interakcje całych grup drapieżników.
Wnioski z dotychczasowych badań sugerują, że drapieżniki najsilniej ograniczają liczebność swoich ofiar tam, gdzie są one przestrzennie „uwięzione” – na przykład na wyspach albo na zupełnie odizolowanych obszarach leśnych. Konkurencja między roślinożercami – np. łosiami i karibu – może wzmacniać wpływ drapieżników, Jednocześnie efekty strachu, mające np. sprawiać, że roślinożercy unikają obszarów, na których obecne są drapieżniki, jest znacznie mniejsza, niż sądzono. Jednocześnie to rola człowieka jest decydująca w kształtowaniu ekosystemów.
Powrót wielkich drapieżników to jeden z najważniejszych eksperymentów ekologicznych XXI wieku. I choć nie zawsze przywraca dawny porządek, uczy, że odbudowa ekosystemów to proces znacznie bardziej skomplikowany niż samo uwolnienie wilków z klatki.













