Zaczniemy od wydarzeń dość odległych, bo z października 1966 r. Wtedy to wczesnym rankiem z głośnym wrzaskiem wzięły się za kudły szympansy. Dzisiaj zoo w Poznaniu ich nie trzyma, ale wtedy znajdowały się w klatkach Starego Zoo przy ul. Zwierzynieckiej, niemal w centrum miasta.

Ten zamykany dzisiaj z wolna ogród był rodzajem skansenu, powstał bowiem jeszcze w XIX w. i odpowiadał ówczesnym zasadom tworzenia ogrodów zoologicznych. Nie miał zatem rozległych wybiegów z fosami, ale klatki.

To, że zbudowano go w centrum, też miało swoje znaczenie w tej historii. Dzisiaj Poznań jest jedynym miastem w Polsce, które ma dwa ogrody zoologiczne – Stare Zoo jako pomnik XIX-wiecznej menażerii oraz nowoczesne, hagenbeckowskie Nowe Zoo nad Jeziorem Maltańskim, na wielkim terenie i z szerokimi wybiegami. Ono powstało jednak dopiero w czasach gierkowskich, w 1974 r.

Pierwsza „Planeta małp” była w Poznaniu

W każdym razie szympansy wzięły się za kudły. Nie wiadomo, kto zaczął – czy samiec Grzegorz, czy samica Monika. Kłótnia była gwałtowna i silna, więc zaalarmowany opiekun postanowił interweniować. Wszedł do klatki w samym środku rodzinnego sporu i to był błąd.

Tak jak bowiem szympansy lały się między sobą, tak wobec obecności opiekuna zakopały topór, zakończyły domowe waśnie i natychmiast wspólnie zwróciły się przeciw niemu. Poturbowały go i uciekły. Grzegorza złapano szybko, ale Monika zwiała poważniej. Skierowała się przez mury ogrodu w stronę centrum.

Szympans, zwłaszcza szympans rozwścieczony, zlękniony i podekscytowany, to zwierzę bardzo niebezpieczne. Może poważnie poranić, nawet zabić człowieka.

Szympans potrafi być niebezpieczny, gdy jest wystraszony czy zagrożonysichkarenko123RF/PICSEL

Szympansica wybiegła od razu na ulice, na Jeżyce, i skierowała się przez ul. Kraszewskiego w stronę ówczesnej ul. Świerczewskiego (Bukowskiej). Ludzie uciekali. Milicja Obywatelska zjawiła się na miejscu, ale nie miała doświadczenia w postępowaniu z małpami.

Za pomocą sikawki z wodą milicjanci zapędzili jednak zwierzę do pomieszczenia, z którego strażacy próbowali wydobyć szympansa. Małpa zażarcie się broniła, ponoć nawet barykadowała wejście. Udało się ją uśpić i przetransportować z powrotem do zoo.

To był rok 1966, książka „Planeta małp” pióra francuskiego pisarza Pierre’a Boulle już została napisana i wydana, ale nie w Polsce. Nie powstał jeszcze słynny w tamtych czasach serial, który dopiero później miał przyciągać przed telewizory polskich widzów. Poznaniacy nie byli jednak pod wrażeniem. „Planetę małp” już widzieli, i to na żywo.

Wielki słoń ruszył na ulice Poznania

Była to największa uliczna obława na zwierzę w Poznaniu od czasu szału, w jaki wpadł cyrkowy słoń indyjski imieniem Mały Cohn w 1913 r. na placu Liwoniusza, gdzie mieścił się potem dworzec PKS.

Stało się to podczas burzy. Wielki słoń zerwał łańcuchy, ruszył na ulice, uszkodził kilka dorożek, aż się poranił. Cyrk Sarrasaniego chciał go dobić, ale władze zoo w Poznaniu zaproponowały, że przyjmą ranne zwierzę.

Od tej pory aż do 1924 r. słoń mieszkał w ogrodzie, a ludzie przychodzili tłumnie zobaczyć olbrzyma. Mały Cohn był bowiem największym słoniem indyjskim na świecie trzymanym w niewoli, o jakim wiemy.

Kumari to pandka mała z zoo w PoznaniuZOO Poznańmateriały prasowe

Pandka ruda została szybko złapana

Chociaż ogród zakładał, że pandka może znajdować się albo na terenie placówki, albo w pobliżu, ta postanowiła zwiedzić miasto. Doszła aż do osiedli wokół szpitala przy ul. Szwajcarskiej, to jest kawałek drogi od Nowego Zoo w Poznaniu.

I oznacza, że pandka musiała pokonać ruchliwe ulice. Całe szczęście, nic jej się nie stało i żaden kierowca nie musiał dawać po hamulcach na widok czegoś niezwykłego, puchatego i rudego przechodzącego przez jezdnię.

Pandkę znaleziono na drzewie. Jadła tam liście. Jest w dobrym stanie – informował nas Regimiusz Koziński, rzecznik zoo w Poznaniu, które złożyło podziękowania dla straży pożarnej i straży miejskiej za ich szybką reakcję, profesjonalizm i zaangażowanie.

Manul na gigancie. Magellan w pandemii zwiedzał Poznań

Poznańskie zoo doświadczyło wielu ucieczek, z których najsłynniejsza, a w każdym razie najgłośniejsza, była ta manula Magellana. To imię zawdzięcza właśnie czmychnięciu. Miało to miejsce w październiku 2020 r., gdy kot dał drapaka.

Nie wiadomo było w zasadzie, jak to zrobił. Pracownicy ogrodu zaapelowali do wszystkich poznaniaków spacerujących wokół Jeziora Maltańskiego, nad którym leży zoo, o uważność. A tych, którzy spacerują z psami – o to, by trzymać je na smyczy.

Jeden ze spacerowiczów odszukał zwierzę schowane w zaroślach. Było mu o tyle łatwiej, że kiedyś w zoo pracował. Zwierzę namierzono przy ul. Krańcowej i manul wrócił do ogrodu zoologicznego. Tego dnia otrzymał imię Magellan na pamiątkę wyprawy poza ogrodzenie.

Manul MagellanZOO Poznańmateriały prasowe

Aguti stały się symbolem wolności i niezłomności

Wielką sławą okryła się także grupa aguti oliwkowych, która dała nogę z zoo w Poznaniu w sierpniu 2003 r. Była to ucieczka brawurowa, bowiem te pochodzące z Ameryki Południowej gryzonie przygotowały wcześniej podkop. A kopią świetnie.

Ostatecznie uciekło 25 aguti, rozpierzchły się po Poznaniu i nie było łatwo je schwytać. To duże, ważące po 4 kg gryzonie o sporej szybkości i sprawności. Świetnie skaczą i wspinają się nawet na pionowe ściany. Trudno było je podejść, a pracownicy zoo używali nawet dmuchawek z pociskami usypiającymi, zupełnie jak rdzenni mieszkańcy Ameryki.

W Poznaniu, i zresztą nie tylko tam, aguti szybko stały się symbolem niezłomności, walki o wolność i życia tak, jak się chce. Mało kto brał pod uwagę, że na wolności gryzonie raczej długo nie przetrwają i trzeba im zapewnić opiekę.

Krążyły legendy, gdzie to aguti nie widywano. Miały być na frytkach na Franowie, u kogoś w piwnicy, nie wiadomo w zasadzie gdzie jeszcze. Po jakimś czasie wszystkie wróciły do zoo, które uważały za swój dom.

Aguti oliwkowy był bohaterem słynnej ucieczki w Poznaniusaad nourdine123RF/PICSEL

Z zoo w Poznaniu uciekł też tukan Tymoteusz. W 2002 r. szukano go nawet na Starym Rynku, a ostatecznie zwabiły go do rąk opiekunów smakowite larwy mącznika.

W 1955 r. żuraw Wojtek, który latami w poznańskim ogrodzie pozował do zdjęć z gośćmi, pewnego dnia dał dyla i wylądował na prywatnym podwórku w Wielkopolskim Parku Narodowym. Przegonił psa pilnującego posesji i zaanektował jego budę, w której zamieszkał.

W 1992 r. podkopem ulotnił się z ogrodu pampasowiec, znany też jako wilk grzywiasty – podobny do długonogiego lisa drapieżnik z Ameryki Południowej.

Do kanalizacji miejskiej przekopały się w latach siedemdziesiątych jeżozwierze afrykańskie, a w 1986 r. włosopuklerznik kosmaty już kończył podkop przez ogrodzenie, ale pracownicy zoo się zorientowali. Pancernika z tunelu wydobył specjalnie szkolony foksterier.

Tragedia w zoo podczas burzy

Niestety, kilka ucieczek skończyło się w Poznaniu tragicznie. W kwietniu 1936 r. wielka wiosenna burza uszkodziła część Starego Zoo. Z wybiegu wydostał się spłoszony bawół afrykański. Szukał drogi ucieczki, a na drodze stanął mu Michał Leszczyński – doświadczony opiekun zwierząt.

Prasa informowała, że zwierzę przebiło go rogiem i wyrzuciło wysoko w górę. Opiekun zginął, a wydostaniu się zwierzęcia na miasto zapobiegł osobiście dyrektor ogrodu Kazimierz Szczerkowski, który odważnie wybiegł mu naprzeciw.

Drugi tragiczny wypadek miał miejsce w 1917 r., gdy baribal wydostał się z klatki, poważnie poranił i oskalpował jednego z opiekunów oraz oderwał mu rękę. Informacji na temat tego wypadku nie zachowało się zbyt wiele.

Żyjemy na Planecie Małp. Co o nich wiesz? Sprawdź się [QUIZ]

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?

Udział
© 2025 Wiadomości. Wszelkie prawa zastrzeżone.