Interia sprawdza i relacjonuje nastroje przed wyborami samorządowymi w całej Polsce. Korespondenci i reporterzy portalu rozmawiają z kandydatami na prezydentów miast. Oddajemy również głos lokalnym społecznościom w gminach, miastach powiatowych i wsiachSprawdź nasz raport specjalny!

Jacek Karnowski rządził Sopotem przez ćwierć wieku. Gdy w październiku został wybrany posłem na Sejm RP, rządy przejął komisarz, a potem Magdalena Czarzyńska-Jachim, która wcześniej była wiceprezydentką. Wieloletni radny Jarosław Kempa rzuca wyborczą rękawicę Czarzyńskiej-Jachim w wyścigu o prezydenturę Sopotu i jak donoszą bałtyckie mewy, nie jest bez szans.

Maciej Słomiński, Interia: Jest pan radnym Sopotu od roku 1998 – co zmotywowało pana, by pójść o szczebel wyżej i kandydować na urząd prezydenta miasta?

Jarosław Kempa, kandydat na prezydenta Sopotu, komitet „Kocham Sopot”: – W największym skrócie – przestało mi się podobać, jak rozwija się nasze miasto. W przypadku dużych inwestycji (jak Centrum Haffnera), za którymi, nie ukrywam, też głosowałem, rzeczywistość rozjechała się z planami. Innym złym przykładem jest nowy dworzec PKP.

Nie chce pan chyba bronić poprzedniego wydania dworca.

– Bryła jest kwestią dyskusyjną, mówię o tym co jest w środku. Nowy dworzec miał być centrum życia Sopotu, a chyba się zgodzimy, że takim się nie stał. Mógłby stać się centrum życia kulturalnego, sportowego i handlowego, a stał się pałacem przeciągów.

Czy kandydowałby pan na stanowisko prezydenta Sopotu, jeśli Jacek Karnowski nie zostałby posłem na Sejm?

– To nie miało najmniejszego wpływu na moją decyzję. Komitet Wyborczy Wyborców „Kocham Sopot” który reprezentuję, jest ruchem społecznym, niezależnym od żadnych partii politycznych. Gościmy na swoich listach wyborczych członków stowarzyszenia „Polska 2050”, ale nie zależymy od nikogo, jesteśmy miłośnikami Sopotu, a naszym głównym celem jest modernizacja miasta.

– Przykro mi, że pani Jachim nie znalazła czasu, by przeczytać dokładnie nasz program, za to myśmy się mocno wgłębili w jej plany wyborcze. Zresztą, po czynach ich poznacie – jej koledzy zablokowali w radzie miasta możliwość godziny bezpłatnego parkowania w Sopocie.

Nie chce pan chyba powiedzieć, że, parafrazując klasyka, „Sopot jest w ruinie”?

– Oczywiście, że nie. Mój życiorys jest łatwy do odnalezienia, przez lata byłem członkiem Platformy Obywatelskiej, wywodzę się z tego samego pnia, co obecnie rządzący, przez długi czas szliśmy w jednym nurcie. Do pewnego momentu popieraliśmy miejskie inwestycje.

Co przeważyło, że dziś kandyduje pan przeciw?

– Decydujące było to, że miasto zaczęło się wyludniać. Był czas, że Sopot miał ponad 50 tysięcy mieszkańców, dziś ma 30 tysięcy i niebawem spadnie poniżej tej granicy. Miasto bez ludzi jest tylko wydmuszką. Jeśli w ostatniej kadencji ubyło 10 proc. mieszkańców, to chyba coś jest nie tak. To wyraźnie wskazuje na to, że mieszkańców nie stać na mieszkanie w Sopocie. Miasto się wyraźnie starzeje. Chodzi też o kulturę.

– Staliśmy się jej importerami, a kiedyś przecież było na odwrót – Sopot eksportował kulturę w głąb kraju. Zresztą to, co dziś proponuje miasto, nie przyciągnie turystów, na których nam zależy. Centrum miasta zostało zdominowane przez turystów, którzy zostali pozostawieni na pastwę najtańszej rozrywki. Chcemy wrócić do czasów, gdy oferta kulturalno-sportowa w Sopocie powodowało napływ turystów ambitniejszych i poszukujących.

– Chcemy przywrócić Sopotowi imprezy artystyczne wysokiej rangi. W naszym sztabie mamy kompetentnych specjalistów, którzy potrafią odróżnić kulturę wysoką od niskiej. Chcemy stworzyć tzw. kotwice medialne, imprezy, które będą niosły nasze miasto. Proszę zobaczyć, czym stał się Sopot Festival – bez pomysłu, bez charakteru, takie nie wiadomo co. Być może w telewizji to dobrze wygląda, ale na żywo, z całym szacunkiem, jak impreza z miasta powiatowego, a my mamy trochę wyższe ambicje. To nie ma być Sylwester w Zakopanem, gdzie polewamy się szampanem. 

– Chcemy, aby artyści mieli więcej swoich pracowni, dziwię się dlaczego w nowopowstających budynkach komunalnych ich nie ma. Chcemy stworzyć stałe ekspozycje sopockich artystów, to jest ogromne dziedzictwo, a w ogóle się tym chwalimy. Chcemy rozszerzyć park rzeźby w Łazienkach Północnych. Mamy plany, aby stworzyć na południu miasta park w okolicy Ergo Areny, to tereny do zagospodarowania dla mieszkańców, a nie dla deweloperów.

Mieszkania w Sopocie są najdroższe w Polsce, co z tym zrobić?

– Niestety lokata kapitału w Sopocie ma w dużej mierze wymiar spekulacyjny. Mieszkania są kupowane, nie po to by w nich mieszkać, a po to by na nich zarobić. Szacujemy, że mamy w Sopocie około dwóch tysięcy pustostanów. Przez dziki napływ turystów mieszkańcy mają problem ze spokojnym życiem, kamienice przekształciły się w hotele, chociaż przecież nie są do tego przystosowane. Czekamy na narzędzia fiskalne, które zostaną wprowadzone na poziomie państwa, by ucywilizować najem krótkoterminowy. Zakłócanie miru domowego możemy już kontrolować na szczeblu lokalnym.

– Poprzez częstsze i bardziej wnikliwe kontrole straży miejskiej. Kto nie potrafi się w gościach zachować, poniesie konsekwencje. Jesteśmy w stanie przez system zachęt skłonić właścicieli mieszkań, aby meldowali się w Sopocie, co przyniesie nam wyższe wpływy z podatków dochodowych.

Jak skłonić kogoś do meldunku w Sopocie?

– Wszystkie miasta to robią, tylko u nas dzieje się to w sposób niewystarczający. Miasta mają narzędzia w postaci przywilejów dla mieszkańców, jest „karta sopocka”, ale należy to mocno rozszerzyć. Wprowadzimy wszelkiego rodzaju loterie z nagrodami, można to naprawdę nieźle rozkręcić i jestem przekonany, że to się uda. Sopot jest dużym ośrodkiem uniwersyteckim, ale po zakończeniu edukacji żacy nie zostają u nas, bo ich nie stać, a miasto nie stwarza możliwości.

Nie może pan zabronić kupowania mieszkań na spekulację.

– Nie mówię o funduszach, a osobach prywatnych, którzy mieli nadwyżkę gotówki i zdecydowali się kupić mieszkanie w Sopocie. Mamy gotowe programy, które zachęcą ich do pozostania u nas i faktycznego mieszkania.

W pana programie znalazłem chęć usunięcia restauratorów z sopockiej plaży.

– Nie chcę nikogo usuwać, a tę kwestię uregulować. Każdy, kto był w szerokim świecie, przyzna, że bałtyckie plaże są ogromnym i unikalnym zasobem, są ekologiczną osnową Trójmiasta. Rada miasta zgodziła się na pewną liczbę restauracji na plaży.

Są przy każdym wejściu na plażę.

– Dochodzą nas słuchy, że ma być ich jeszcze więcej. Zaplanowana została ekspansja tych punktów. Plaża nie jest z gumy, im więcej restauracji, tym mniej piasku dla wypoczywających. Latem często na plaży jest więcej parasoli niż ludzi. My podnosimy alarm, sygnalizujemy problem. Sprawy zaszły za daleko. Na początku miały to być budki sezonowe, potem już nie budki, następnie już nie sezonowe. Metoda salami, plaża jest po plasterku zabierana ludziom. Zaraz będziemy mieć Copacabanę w Sopocie. My tego nie chcemy.

Był taki klub kiedyś na plaży, niestety spłonął.

– To był klub… żeglarski. Przynajmniej oficjalnie. Było kilka łódek, a obok ciągnąca się przez całą szerokość plaży, bardzo ekspansywna imprezownia.

Jakie są pana poglądy polityczne, do której z głównych partii ogólnopolskich jest panu najbliżej?

– W „Kocham Sopot” są ludzie od lewej do prawej strony. Ja jestem zdeklarowanym centrystą, ale to moje prywatne poglądy. Na pewno nie mam ambicji wejścia do polityki krajowej i nie chcę mieszać tematów ogólnopolskich z samorządowymi.

Może zdarzyć się tak, że prezydenta weźmie jedna opcja, a radę miejską druga. Czy, mimo gorzkich słów, które padają w kampanii, jesteście gotowi do ewentualnej współpracy z aktualną władzą i koabitacji?

– Dobre projekty i dobry budżet obronią się bez względu na konfigurację polityczną. Wywodzimy się z jednego pnia, nikt nie będzie uprawiał obstrukcji. Jestem gotów na wszystkie warianty, aczkolwiek moja rywalizacja z panią Jachim nie jest walką równą.

– Pani Jachim w ramach obecnych obowiązków bardzo mocno się promuje. Jest ogromna dysproporcja sił. Nasze skrzynki pocztowe są zapchane jej materiałami wyborczymi.

Wasze materiały też w nich są.

– Jest zasadnicza różnica – nasze gazety nie są finansowane publicznymi pieniędzmi. Jest wiele eventów z udziałem obecnych władz miasta, na które my jako radni nie jesteśmy zapraszani i nie możemy zaprezentować swego stanowiska.

Odbyło się już kilka debat prezydenckich, w których nikt nikomu udziału nie reglamentował. Obserwując dwie z nich, byłem zaskoczony wielkimi emocjami wyborców, myślałem, że Sopot to taki stateczny emeryt.

– Ja się nie dziwię, sopockie fora internetowe płoną od lat, a teraz szczególnie. To dobrze, że debata wyborcza jest żywa, sopocianie kochają swe miasto bezwarunkowo i bardzo im zależy – dużym i małym, starszym i młodszym. Jest w mieście wiele ran po wieloletnich rządach Jacka Karnowskiego, to powoduje emocje. 

– Przez lata rządów Karnowskiego wiele środowisk zostało zantagonizowanych, ja chcę nasze miasto pozszywać. Z brakiem reglamentacji się nie zgadzam, podczas debaty na antenie TOK FM zabrakło krzeseł dla dwóch kandydatów. Głośno mówiłem o chęci oddania im swojego czasu na wypowiedzi.

Podczas tych debat w sposób zaplanowany bądź nie tworzyła się koalicja przeciw pełniącej urząd prezydenta Magdalenie Czarzyńskiej-Jachim, która była w defensywie.

– Jestem zawodnikiem ofensywnym, nigdy tego nie ukrywałem. W tej kampanii jestem w natarciu, natomiast po drugiej stronie widzę objawy strachu, a nawet paniki. Jestem osobą, która symbolizuje nowe otwarcie w Sopocie.

Jaka będzie pana pierwsze decyzja po ewentualnie wygranych wyborach?

– Audyt. Merytoryczny i finansowy. Na pewno będą zmiany w budżecie miasta. I apteka całodobowa.

Gdzieś czytałem, że szczęśliwym musi być miasto, którego największym problemem jest apteka.

– Jest to ogromny problem, dla niezmotoryzowanych starszych ludzi. Z rozwiązaniem tego problemu nie będę czekał ani chwili.

A co z pracownikami urzędu miasta? Wszyscy pójdą na bruk pierwszego dnia po wygranych przez pana wyborach?

– Jestem bardzo zadowolony z pracy naszego urzędu miejskiego. Służba cywilino-administracyjna jest w Sopocie na bardzo dobrym poziomie.

Czy ma pan już plan, kto zostanie wiceprezydentami, jeśli wygra pan wybory?

– Tak, ale na razie nie chcę o tym mówić. Wszystkie karty, nie tylko personalne wyłożę na stół przed drugą turą wyborów prezydenckich. Większość badań wskazuje, że do niej dojdzie. Mamy wizję, mamy pomysł na Sopot, chcemy przywrócić go mieszkańcom, a miastu jego najlepsze czasy, gdy było eksporterem kultury.

Premier rządu RP, Donald Tusk jest na co dzień mieszkańcem Sopotu i przewodniczącym Platformy Obywatelskiej, z którą sympatyzuje Magdalena Czarzyńska-Jachim.

– Nie widzę w tym najmniejszego problemu, przecież wszystkim nam zależy, aby w Sopocie żyło się jak najlepiej.

Rozmawiał Maciej Słomiński

Udział
© 2024 Wiadomości. Wszelkie prawa zastrzeżone.