We wtorek po południu na koncie Miszalskiego w serwisie X ukazał się następujący wpis: „Anna Maria Potocka kończy swoją pracę w MOCAK-u. Cenię jej doświadczenie i wiedzę, ale nie widzę możliwości dalszej współpracy„. To pokłosie afery mobbingowej we wspomnianej instytucji, która zaczęła się od artykułu krakowskiej „Gazety Wyborczej”. 

Zacznijmy jednak od początku. W lipcu – po czteroletniej batalii – krakowski sąd orzekł, że była kurator Bunkra Sztuki Lidia Krawczyk padła ofiarą mobbingu. W tym okresie dyrektorem galerii była Maria Anna Potocka, która następnie objęła kierownictwo w MOCAK-u. Sprawę jako pierwsza opisała krakowska „GW”, lecz po publikacji do redakcji zaczęły zgłaszać się kolejne osoby, które także chciały opowiedzieć o pracy z Potocką. 

W efekcie pod koniec września ukazał się tekst Angeliki Pitoń 'Za drzwiami MOCAK-u: „Pachniesz ofiarą”. Dziesiątki osób mówią o przemocowej współpracy z ikoną sztuki’, w którym padło wiele oskarżeń pod adresem Potockiej. – Współpracowałam z Marią Potocką przez ponad siedem lat. Nie potrafiła nawet zapamiętać mojego imienia. Na początku mówiła o mnie „dziewczyna o owczych oczach” – zwierzyła się dziennikarce Katarzyna Wincenciak, była kuratorka i pracownica działu zbiorów w MOCAK-u. 

Prezydent Krakowa zdecydował. „Anna Maria Potocka kończy swoją pracę w MOCAK-u”

Inna z bohaterek – Marta – opowiedziała, że wracając z zaplanowanego urlopu czekało na nią pismo zmieniające warunki umowy i degradacja do roli szeregowej pracowniczki. Wcześniej była bowiem kierowniczką działu. – Od zastępcy pani Potockiej usłyszałam tylko, że nie było między nami chemii. Żadnego merytorycznego uzasadnienia, żadnej rozmowy. Nie liczył się ani mój dotychczasowy wkład w funkcjonowanie tej instytucji wg najlepszych muzealnych standardów, ani zaangażowanie – wyznała, dodając, że rok po zdegradowaniu urodziła dziecko i poszła na urlop macierzyński. – Uzmysłowiłam sobie, że nie chcę dłużej pracować w miejscu, któremu szefuje osoba apodyktyczna, zwyczajnie nieszanująca ludzi ani ich pracy. I złożyłam wypowiedzenie – wyjaśniła.

Kolejny bohater negatywnie wspomniał obiady w pracy. – Tuż po przyjęciu do pracy zostałem poinstruowany przez moją bezpośrednią przełożoną, że jeśli tylko pani dyrektor wejdzie do wspólnej, ogólnodostępnej jadalni, to mam rzucić wszystko i wyjść. A ponieważ przychodziła do pracy o nieregularnych porach i te obiady jadała raz o 12, raz o 14, nigdy nie wiedzieliśmy, czy zdążymy podgrzać i zjeść, czy jedzenie wyląduje w koszu – mówił Maciej.

Katarzyna, która pracuje w MOCAK-u od siedmiu lat, podzieliła się doświadczeniem pracy nad dużą wystawą. – Maszy (tak nazywana jest Anna Maria Potocka – red.) nie spodobało się jedno zdjęcie w katalogu, który wcześniej sama zaakceptowała. Wezwała mnie do kawiarni, zrugała z góry do dołu. Wszystko przejmowała, podporządkowała sobie. Przychodziło się do jej gabinetu z dwoma kopiami tekstu i należało słuchać, jak czyta, skrupulatnie notować wszystkie uwagi. Większość kąśliwych, kpiących. I potem znowu, czasem po kilka razy z jednym tekstem, dopóki nie będzie ani jednej poprawki. To było jej pojmowanie uczenia ludzi – stwierdziła.

MOCAK. Mobbing w słynnym muzeum. Relacje byłych pracowników

W artykule „GW” wypowiada się również Magda Ujma, która Potocką na swojej zawodowej drodze spotkała wcześniej – w Bunkrze Sztuki. – Raz miała okres, w którym bardzo mocno interesowała się tym, co dzieje się w Bunkrze Sztuki, obsesyjnie nas sprawdzała, kontrolowała, wzywała na rozmowy. A potem przychodził czas, w którym rzadko ją widzieliśmy; bo pisała książkę, albo ją promowała. Bo pracowała nad formułą MOCAK-u. Zmieniała „ofiary”: dziś czepiam się Ciebie, ale za dwa dni znajdę sobie kogoś innego. Często przychodziła do pracy z psem. Miała taką psinę, kundelka. Wszyscy oglądaliśmy proces zastraszania tego psa. Masza sama mówiła, że musi złamać mu charakter. Dziś myślę, że to było jej motto w ogóle, że nas też w pracy miała tak złamać, zdominować, podporządkować sobie – wspominała.

Jeszcze inne zdarzenie związane z pracą w MOCAK-u przywołał Maciej, który zaznaczył, że nie zamierza nigdy więcej pojawić się w muzeum. – Zdarzało się, że przychodząc do jej gabinetu, mówiło się… do jej butów. Trzymała nogi na biurku, tuż przed oczami pracownika – powiedział, dodając: „Nigdy więcej nie wejdę do MOCAK-u„.

Przytoczone wypowiedzi to tylko niektóre relacje pojawiające się w tekście. Część rozmówców „GW” – chcąc zachować anonimowość – wypowiedziała się pod zmienionym imieniem. Większość bohaterów reportażu sama zwolniła się z pracy w MOCAK-u – na 120 osób, które w czasie funkcjonowania MOCAK-u zaprzestało w pracy, 70 złożyło wypowiedzenie. Niektórzy pracownicy rozwiązali umowy za porozumieniem stron lub nie zgodzili się na przedłużenie umowy o pracę. 

Zmiany na szczytach MOCAK-u. „Kończy się pewna epoka”

Przez 14 lat swojej pracy w muzeum, Potocka wręczyła wypowiedzenie siedmiorgu pracownikom. Dotychczasowa dyrektor nie przyznaje się do zachowań, które zarzucają jej byli podwładni. – Nie jestem mobberką i mówię to wprost. Nie byłam i nie będę. Z powodu dumy, poczucia godności i szacunku do innych – oznajmiła w rozmowie z „GW”.

Po tym, jak w lipcu Pitoń opisała sprawę Lidii Krawczyk, posłanka Lewicy z Partii Razem Daria Gosek-Popiołek skierowała do prezydenta Krakowa Aleksandra Miszalskiego prośbę o przeprowadzenia audytu w obu zarządzanych przez Potocką instytucjach. Wtorkowy wpis Miszalskiego wydaję się być zatem efektem tych działań.

„Od lat wraz ze środowiskami artystycznymi domagaliśmy się zmian w MOCAKu. Mówiliśmy o fatalnych metodach zarządczych pani dyrektor. Dialog z prezydentem był trudny. Słyszałam, że na audyt przyjdzie czas, że ma dobre recenzje ze strony powoływanej w porozumieniu z nią Rady Muzeum” – napisała w serwisie X polityk.

„Kończy się pewna epoka, epoka w której MOCAK-iem i krakowskimi instytucjami kultury 'rządziła’ M.A. Potocka. Decyzja prezydenta, choć droga do niej była niełatwa, to krok w dobrą stronę. W stronę odzyskania instytucji i zajęcia przez nią należnego jej miejsca na mapie Europy” – dodała Gosek-Popiołek.

Udział
© 2024 Wiadomości. Wszelkie prawa zastrzeżone.