Co do zasady cywilne samochody w rejonie walk to standardowy widok po obu liniach frontu wojny w Ukrainie. Dla Ukraińców różne używane pojazdy terenowe i dostawczaki sprowadzane z Unii Europejskiej to od zawsze główny filar transportu. Rosjanie w początkowym okresie wojny polegali jeszcze na seryjnych wojskowych ciężarówkach, jak na nowoczesne zmechanizowane wojsko przystało. Trzy lata wiele jednak zmieniły.

Dno jest coraz bliżej

Wyraźny trend można zaobserwować na tej grafice ukraińskiego blogera, który w podobny sposób prezentuje wiele interesujących danych statystycznych dotyczących wojny. Pokazuje ona procentowy udział rodzajów sprzętu straconego przez Rosjan, opiera się na danych zbieranych z filmików oraz zdjęć. Kolor zielony to samochody wszelkiej maści. Pozostałe to czołgi, inne pojazdy opancerzone i artyleria.

Kategoria samochodów zawiera też oczywiście wojskowe ciężarówki wszelkiej maści. Aktualnie stanowią one jednak jej relatywnie małą część. Ciężarówek od początku wojny Rosjanie stracili około 3,5 tysiąca (portal „Warspotting”). Czyli średnio około 25 sztuk na tydzień wojny. Jak wynika z danych w powyższej tabelce, już od prawie roku Rosjanie tracą po kilkaset samochodów różnej kategorii w ciągu tygodnia. I jest to wartość ciągle rosnąca. Koniec stycznia to po około 700 na 10 dni. W liczbach względnych oznacza to, że aktualnie samochody stanowią większość wszystkich zarejestrowanych strat Rosjan. Przez pierwsze dwa lata wojny ta wartość oscylowała w rejonie 25 procent. Na przestrzeni ostatniego roku systematycznie jednak rosła. Aktualnie jest już w rejonie 75 procent.

O powolnym wyczerpywaniu się rosyjskich zapasów ciężkiego sprzętu pisaliśmy już w minionym roku. Produkcja nowego jest dalece niewystarczająca w stosunku do strat. Równowartość rocznej produkcji naprawdę nowego sprzętu (do setki czołgów T-90M i około 300 bojowych wozów piechoty BWP-3 w głównych kategoriach) tracona jest mniej więcej w ciągu 1-2 miesięcy. Wszystkie pozostałe straty muszą być wyrównywane tym, co zostanie wyremontowane po uszkodzeniach, albo usprawnione po wyciągnięciu z radzieckich magazynów. Te, choć były ogromne, nie są bez dna. I według ostrożnych szacunków głównie na podstawie zdjęć satelitarnych, już w tym roku Rosjanie zaczną w pewnych kategoriach sprzętu docierać do tego dna. W 2026 roku kryzys będzie już najpewniej poważny. Nie oznacza to zniknięcia ciężkiego sprzętu z frontu, bo tego w służbie ciągle są tysiące, ale uzupełnianie strat będzie coraz trudniejsze, a posiadane czołgi czy bojowe wozy piechoty staną się bardzo cenne.

Czworonożna siła transportowa

Skutki takiej zmiany sytuacji w rosyjskim wojsku, do tej pory przyzwyczajonego do nieskończonych zapasów „żelastwa” pozostawionego przez ZSRR, widać w różnych dowodach anegdotycznych. Rosjanie ewidentnie coraz bardziej przesiadają się na cywilne pojazdy modyfikowane na froncie w stylu filmów postapokaliptycznych. W skrajnych przypadkach brakuje nawet tego i zaczyna się powrót do metod pradziadów, czyli zwierząt jucznych.

To ostatnie jest nowością z ostatnich dni, wywołującą ciągle spore poruszenie wśród samych Rosjan. W minionym tygodniu zaczęły się pojawiać zdjęcia i nagrania osłów w rejonie frontu, których zadaniem jest transport zaopatrzenia. Z komentarzy osób nagrywających filmiki i umieszczanych opisów wynika, że nie są to jakieś oddolne inicjatywy czy nieoficjalna pomoc wolontariuszy. Osły mają być oficjalnie wydawane pododdziałom logistycznym z powodu braku odpowiedniej ilości ciężarówek.

Do tematu odniesiono się nawet oficjalnie. Poseł do Dumy Wiktor Sobolew, były generał, który aktualnie często wypowiada się w temacie wojny, oznajmił rosyjskim mediom, że osły jako środek transportu to najnormalniejsza w świecie rzecz.

Aktualnie są poważne problemy z zaopatrywaniem oddziałów oraz poddodziałów, w tym tych szturmowych, w amunicję, wyposażenie, a nawet żywność. Użycie do tego wszelkich dostępnych metod, w tym osłów, koni i temu podobnych, jest normalne

– stwierdził. Zwierzęta juczne, owszem, ciągle są spotykane w licznych armiach, ale zazwyczaj w jednostkach wyspecjalizowanych do działań w terenach górskich. Tam, gdzie samochody nie dojadą. Nie na linii frontu w płaskiej wschodniej Ukrainie. Trudno je też uznać za coś, co jest odpowiedzią na drony i pozwoli ich uniknąć, bo ludziom jest trudno, a co dopiero osłom. 

Zwierzęta w służbie rosyjskiej logistyki to jednak nie wszystko. Od listopada pojawia się coraz więcej nagrań szturmów przeprowadzanych na wspomnianych modyfikowanych cywilnych pojazdach. Rosjanie w przyfrontowych garażach drastycznie odchudzają stare Łady i inne dzieła motoryzacji ZSRR, polepszając ich zdolność do jazdy w terenie oraz zabrania na pokład jak największej liczby żołnierzy. Dodatkowo niektóre mają też miejsce dla tego, którego zadaniem będzie wypatrywać na niebie ukraińskich dronów i próbować je zestrzeliwać. Kolumnę składającą się z czołgu i kilku takich pojazdów opisywaliśmy w ubiegłym tygodniu na podstawie popularnego w sieci nagrania wykonanego przez rosyjskiego żołnierza.

Skuteczność tego rodzaju sprzętu w działaniach szturmowych jest dyskusyjna. Nie oferuje żadnej ochrony, poza prędkością. Jest przy tym znacznie większym celem i gorzej radzi sobie w terenie od motocykli, których Rosjanie używają do szturmów już od prawie roku. Po jednoślady sięgnęli, pragnąc wysokiej prędkości i małych rozmiarów, pozwalających dotrzeć do ukraińskich pozycji, zanim obrońcy zareagują. Cywilne samochody to jednak nie ta sama kategoria szybkości, rozmiarów i zwinności w terenie. Aktualnie na profilach na Telegramie mających należeć do rosyjskich żołnierzy można przeczytać, że takie wynalazki w szturmie to efekt narastającego niedoboru ciężkiego sprzętu. W bardziej przetrzebionych oddziałach ma on stawać się cenniejszy od ludzi, więc jest trzymany w rezerwie, a żołnierze pchani do ataku na byle czym. 

Takie zjawiska to ciągle nie norma i nie brakuje dowodów na używanie przez Rosjan standardowych pojazdów opancerzonych. Nie cały front ponosi jednakowe straty i jednakowo intensywnie atakuje. Wiele jednostek na pewno ciągle ma dużo ciężkiego sprzętu. Jednak sam fakt, że w rosyjskiej armii, która stereotypowo zawsze miała nieograniczone poradzieckie zapasy pojazdów wszelkiej maści, pojawiają się osły i Łady szturmowe à la Mad Max, mówi wiele o jej sytuacji sprzętowej. Długotrwałe ciężkie straty i znacząco za niska skala produkcji nowego sprzętu muszą prowadzić do kryzysu. Na pewno będzie to się odciskało na zdolności Rosjan do kontynuowania intensywnych działań ofensywnych.

Udział
© 2025 Wiadomości. Wszelkie prawa zastrzeżone.