W połowie grudnia kończą się kadencje trzech sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Chodzi o przewodniczącą – Julię Przyłębską, Piotra Pszczółkowskiego oraz Mariusza Muszyńskiego. Zgodnie z Regulaminem Sejmu, kandydatów do polskiego sądu konstytucyjnego zgłasza Prezydium Sejmu, bądź grupa 50 posłów. Wnioski powinny trafić do marszałka w terminie 30 dni przed upływem kadencji. Tak się jednak nie stało.
Podczas briefingu w Sejmie marszałek Szymon Hołownia zwrócił uwagę, że obowiązujące terminy minęły „po cichu”. Jak wiadomo, żaden z klubów parlamentarnych nie zgłosił swojego kandydata. Marszałek zapowiedział także, że nie zrobi tego także prezydium Sejmu. – Ze swojej strony, na wszelki wypadek, by być pewnym, że wszystkie formalności zostały dopełnione, ogłoszę dzisiaj albo jutro dodatkowy termin 21-dniowy na zgłoszenie kandydatów na te trzy miejsca, które za chwilę będą wakować w Trybunale – we wtorek oświadczył Hołownia.
Wyroki? Owszem, ale tylko „nie budzące wątpliwości”
Żeby zrozumieć postępowanie koalicji rządowej, trzeba się cofnąć do połowy września. To wówczas w Senacie odbyło się spotkanie zatytułowane „Drogi wyjścia z kryzysu konstytucyjnego”. Formalnie organizowało je kierownictwo obydwu izb, ale wzięli w nim udział także eksperci i konstytucjonaliści jak m.in. Andrzej Zoll, Jerzy Stępień czy była rzecznik praw obywatelskich, Ewa Łętowska.
I chociaż do dyskusji doszło ponad miesiąc temu, dopiero wczoraj (wtorek, 19.11 – red.), na stronach internetowych Senatu pojawiły się konkluzje ze spotkania. Co z nich wynika? Jak się okazuje, wcale nie jest tak, że koalicja nie będzie uznawać orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego. Jest jednak warunek. Nie mogą „budzić wątpliwości prawnych”.
„Do czasu ustawowego uporządkowania stanu prawnego dotyczącego poszczególnych instytucji państwa, wyznacznikiem w ustaleniu statusu prawnego tych organów powinny być orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, Europejskiego Trybunału Praw Człowieka oraz niebudzące wątpliwości prawnych orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego” – czytamy w senackim tekście, pod którym nikt się nie podpisał.
A dalej: „Wybór sędziów Trybunału Konstytucyjnego powinien nastąpić dopiero po ponownej kreacji tego organu lub trwałym usunięciu sytuacji bezprawia, w ramach której funkcjonuje obecnie ten organ”.
Z dokumentu można również wnioskować, że Trybunał Konstytucyjny oberwie po kieszeni. Warunek? Podobny jak w przypadku respektowania wyroków sądu. „Plany finansowe organów działających z naruszeniem zasad praworządności będą ustalone w ustawie budżetowej w wysokości dostosowanej do finansowania tylko wydatków niebudzących prawnych wątpliwości” – napisano.
Co to właściwie oznacza? Oddajmy głos koalicji rządowej. – Trybunał Konstytucyjny powinien umrzeć śmiercią naturalną i nie powinno się nikogo powoływać, skoro wygląda, jak wygląda. Jeśli PiS go broni, powinien kogoś zaproponować, nawet jeśli kandydatury miałyby ostatecznie upaść. Chcieliśmy mieć sąd konstytucyjny, a mamy trybunał, do którego powoływani są politycy. To zwyczajnie głupie – uważa źródło Interii zbliżone do KPRM.
Trybunał Konstytucyjny. „Idziemy w stronę anarchii”
W sprawie wyboru kolejnych sędziów trybunału koalicja rządowa mówi jednym głosem. – Nie zgłaszamy nikogo, żeby nie legitymizować tego organu. Jeśli nie będzie kandydatów, po prostu nie zostaną wybrani i miejsca będą nieobsadzone – przekazała Interii Anna Maria Żukowska, szefowa klubu parlamentarnego Lewicy.
W podobnym tonie, pod nazwiskami, wypowiadają się m.in. politycy KO. – Nie będziemy legitymizować ciała, które działa sprzecznie z prawem i tak naprawdę nie pełni funkcji trybunału. Jego orzeczenia praktycznie nie funkcjonują w przestrzeni publicznej, więc im szybciej zakończy swoją „misję”, tym lepiej – powiedziała Interii Katarzyna Piekarska z KO, wiceprzewodnicząca sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka.
Wiadomo, że w sprawie nominacji związane ręce ma Konfederacja. Klub dysponuje 18 mandatami, więc nie może samodzielnie zgłosić kandydata. W grze, teoretycznie, pozostaje jeszcze PiS. Brak jednak wiążących decyzji w tej sprawie.
– Trudno jest palić kandydatów w sytuacji, kiedy w 100 proc. wiadomo, że Koalicja 13 grudnia ich nie wybierze. To narażanie tych ludzi na dyskomfort. Jesteśmy realistami. Przy kalkulacji, że nasi kandydaci nie mają szans przejść przy obecnej większości sejmowej, trudno decydować się na zgłoszenie – tłumaczy Interii Marek Ast z PiS. – Tym bardziej że sama koalicja, nie zgłaszając kandydatów, nadal tkwi w błędnym przeświadczeniu o bojkocie Trybunału Konstytucyjnego. To złe dla Polski. Gdyby PO zgłosiła swoich kandydatów, z całą pewnością PiS miałoby pomysł na kogoś konkurencyjnego. Ostateczną decyzję podejmie kierownictwo klubu – zaznaczył.
Oznacza to ni mniej, ni więcej jak tyle, że jeśli chodzi o Trybunał Konstytucyjny najprawdopodobniej faktycznie i zgodnie z zapowiedziami rządzących „umrze śmiercią naturalną”. Czy Polska zostanie zatem pozbawiona organu, którego funkcjonowanie reguluje konstytucja? Takie pytanie zadaliśmy jednemu z najbardziej znanych konstytucjonalistów w kraju.
– Nie ma żadnych podstaw prawnych do tego, żeby nie zapełnić wakatów w Trybunale Konstytucyjnym. Jeśli partie nie zgłaszają kandydatów, naruszają konstytucję, a wskutek tego Sejm nie dokonuje wyboru. Nie można ich jednak do niczego zmusić – przekazał Interii prof. Ryszard Piotrowski. – Oczywiście wszystko odbywa się ze szkodą dla obywateli, suwerenności państwa. Kraj, który nie jest w stanie ukształtować swoich organów konstytucyjnych, ustawowo narusza ustawę zasadniczą – dodaje.
W opinii profesora, przyzwyczailiśmy się w Polsce, że politycy nie są zainteresowani respektowaniem ustawy zasadniczej. Jak stwierdził, „idziemy w stronę anarchii”, co stwarza ryzyko. – Polityków mogą rozliczyć tylko wyborcy przy urnach. Trybunał Konstytucyjny będzie dalej działał dla tych, którzy go uznają. Dla innych, nie. Nie znam sposobu zgodnego z konstytucją, który mógłby przełamać impas – podsumował.