Przejęty Bronisław Wildstein pyta na łamach „Sieci”: „Czy Tusk jest poczytalny?”. Oczywiście z wszystkich postawionych w tekście pytań retorycznych i fałszywych trosk wynika jednoznacznie, że nie. Felietonista sprytnie wychodzi od frazy regularnie wykorzystywanej przez „sprzyjające premierowi media”, a mianowicie: „Tusk się wściekł”. Fraza to rzeczywiście barwna i emocjonująca, a i występująca z dającą do myślenia regularnością, co elegancko wykorzystał na Facebooku Łukasz Najder, autor kapitalnej „Mojej osoby” (wyd. Czarne). Cytuję dłuższy fragment, ale od razu odsyłam do całości poniżej:

„Donald Tusk się wściekł. Następnie – już wściekły – wściekł się na to, że jest wściekły. Potem – wściekły na własną wściekłość i siebie, Donalda Tuska, który się wściekł, wściekłego Donalda Tuska – wściekł się na to, że nie może przestać być wściekły. Dalej – wściekły po wielokroć, rozwścieczony, po wściekłowstąpieniu, rozżarzony od wścieklizny, wściekły – wściekł się na wspomnienie tych odległych dni, kiedy nie był wściekły, gdy żył w kryzysie wściekłości, miał spokój i jasne myśli. To wszystko uczyniło go jeszcze bardziej wściekłym, bo z jednej strony było mu żal czasu bez wściekłości, tej być może już na zawsze utraconej idylli, z drugiej, kto wie, może gdyby wtedy bywał wściekły, to dzisiaj nie musiałby się wściekać, być wściekłym Donaldem Tuskiem? […]”. 

Wildstein: Tusk, czyli wścieklizna, psychiczna dewiacja i aberracja

Natomiast Bronisław Wildstein nie śmieszkuje i nie interesują go żadne literackie gry i zabawy. Nie, sprawa jest śmiertelnie poważna, bowiem bardzo poważną chorobą jest wścieklizna, „która radykalnie ogranicza poczytalność”. I na tym skupia się publicysta „Sieci”, zapytując retorycznie, czy nie należy premiera wysłać na badania psychiatryczne. Zwłaszcza, że o „wściekliźnie Tuska” mówią jego zwolennicy. I jeszcze: „Pewna sędzia wysłała Jarosława Kaczyńskiego na psychiatryczne badania bez żadnego uzasadnienia poza swoim psychologicznym wglądem tudzież propagandą przeciwników PiS”. 

Dalej możemy przeczytać m.in. o mentalnej niestabilności Donalda Tuska, jego umysłowej aberracji, psychicznej dewiacji i psychopatii. Tak, może i żyjemy w czasach, w których coraz więcej i otwarcie pisze/mówi się o problemach psychicznych, jak również o stygmatyzowaniu chorych, ale czasy te nie dotarły jeszcze do felietonisty „Sieci”. Owszem, Bronisław Wildstein otworzył się, ale póki co na amatorskie i pełne „troski” diagnozy psychiatryczne, które niezwykle łatwo pomylić z wyzwiskami i stygmatyzowaniem osób chorych. I naprawdę nie są tu żadnym usprawiedliwieniem najbardziej nawet chybione występy i wypowiedzi Tuska (np. te z „demokracją walczącą” czy grożeniem PiS-owi „nową Norymbergą). 

Bronisław Wildstein podczas 'Gali nagrody Żeby Polska była Polską’ fundacji Jana Pietrzaka. Warszawa, 26 listopada 2023 r. Fot. Maciek Jaźwiecki / Agencja Wyborcza.pl

A dr med. Wildstein na to: „Jeśli nie potraktujemy wystąpień tych i działań jako objawu umysłowej aberracji, to zmuszeni jesteśmy uznać je za wyraz skrajnego cynizmu. Czy jednak takie jego stężenie nie graniczy z psychopatią? Czy permanentna, dekadami orkiestrowana nienawiść, którą nazywa się miłością, może pozostawić nienaruszoną psychikę organizatora goebbelsowskiej propagandy i opartej na niej polityki? Czy coraz bardziej bezczelne kłamstwo, odwracanie znaczeń nie jest wyrazem psychicznej dewiacji? W wymiarze społecznym działanie takie z pewnością służy kreacji psychopatów i szerzej prowadzi do tego, co nazywa się faszyzacją życia, czyli politykę przekształca w licytację przemocy, której celem staje się unicestwienie konkurentów”. 

Publicysta pisze też o całej „hodowli ekipy Tuska” oraz jej „wykwitach”, tj. psychopatach właśnie, psychopatach narzucających właśnie „ton w opiniotwórczych ośrodkach III RP i jej mediach”. A wszystkie te diagnostyczne roztrząsania prowadzą nas prosto do powodzi i powiązanego z nią postępującego paraliżu państwa. Paraliż oczywiście bierze się stąd, że urzędnicy boją się podejmować konkretne kroki, gdyż obawiają się, iż różni rządzący psychopaci mogą ich później pociągnąć do odpowiedzialności („Tusk i jego banda demonstrują, że wszystko może być wykorzystane przeciw politycznym przeciwnikom, a więc najlepiej zachować bierność”). Felietonista liczy na to, że lider PO zostanie za to wszystko prawnie rozliczony. „Chyba że obroni go przed tym orzeczenie niepoczytalności” – pointuje. 

Ziemkiewicz: Tusk, czyli zarządzanie przez wściekanie się

Z kolei Rafał A. Ziemkiewicz na łamach „Do Rzeczy” pyta z nadzieją: „Czy powódź zmyje Tuska?”. I oczywiście, że Ziemkiewicz ujawnia się w tekście jako hydrolog, synoptyk i klimatolog w jednym, ale jest to przypadłość publicystyczna w ostatnich dniach i tygodniach akurat dość powszechna, więc odnotuję tylko, że – jak wielu innych – przez wszystkie przypadki odmienia frazy takie jak „brak zbiorników retencyjnych”, „infrastruktura przeciwpowodziowa”, 

We wszystkich prawicowych analizach popowodziowych pojawią się słynne uspokajające słowa Donalda Tuska („Prognozy nie są przesadnie alarmistycznie”; „Nie ma powodu do paniki”) wypowiedziane na dzień przed katastrofą, a więc wtedy, gdy – jak dla odmiany twierdzi w „Sieciach” Marek Pyza – „powodów do paniki było mnóstwo, a prognozy aż wrzeszczały: szykujcie się na armagedon!”. Innym triumfalym refrenem prawej publicystyki minionych dni jest „nóż wbity w plecy Tuska” przez unijnego komisarza ds. zarządzania kryzysowego, który w europarlamencie ujawnił, że KE już 10 września informowało zagrożone państwa o nadchodzącej wielkiej wodzie. 

Rafał Ziemkiewicz
Rafał Ziemkiewicz Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Wyborcza.pl

Czy, jak i dlaczego „rozwrzeszczane prognozy” i inne, w tym unijne, przestrogi nie dotarły do ucha Donalda Tuska (albo: dotarły, ale zostały zignorowane) – ten wątek zajmuje również Ziemkiewicza. Publicysta zna odpowiedź. A przynajmniej się jej domyśla: „Można się domyślić, że już po zaledwie trzech kwartałach sprawowania władzy Tusk padł ofiarą własnego stylu zarządzania przez „wściekanie się” – nikt po prostu nie chce mu przedstawiać informacji, które mogłyby go zirytować”. 

Kolejne dwa motywy popowodziowej prawej publicystyki to pastwienie się nad zupą szczawiową oraz słynnym filmikiem propagandowym. RAZ pisze wprost o „groteskowym pajacowaniu” premiera: „Albo filmik, na którym Tusk niczym Rambo osobiście wdziera się do zalanego domu, siłą pokonując wypaczone od wilgoci drzwi. Skąd po drugiej stronie forsowanych drzwi, wewnątrz zalanego domu, znalazł się kamerzysta? Jak i po co Gosia przysłała z Sopotu mężowi słoik domowej zupki na Dolny Śląsk? Wiozła go przez całą Polskę rządowa limuzyna „na bombach”, czy może doleciał wojskowym helikopterem?”. 

A właśnie, co z tytułowym pytaniem: czy Tuska zmyje powódź? Czy uda się premierowi odbudować wizerunek nadszarpnięty zupą szczawiową i chybionymi wystąpieniami? „Na ten moment trudno o pewność, ale wydaje się, że efekt będzie odłożony w czasie, niemniej – nieuchronny. W chwili próby Tusk po raz kolejny pokazał się jako polityk bezradny i zwyczajnie niepoważny. I wyborcom trudno to będzie odzobaczyć” – wyrokuje RAZ. 

Pietrzak: Tusk, czyli groźba tuskatury (dygresja)

O felietonie Jana Pietrzaka („Sieci”) krótko i w formie przerywnika, bo i mówić tu nie ma za bardzo o czym. Są cytaty z wieszcza, są liczne analogie obecnego reżimu z demokracją ludową i socjalistyczną, wreszcie – są i przestrogi. Bowiem „grozi nam tuskatura z jej niejasnymi konsekwencjami”, a Tuskowi „nie podoba się konstytucyjna struktura władz, jak Trybunał Konstytucyjny, Narodowy Bank Polski, due firmy państwowe i mnóstwo innych rzeczy, które przez ok. 30 lat budowano na gruzach sowieckiej władzy”. 

Z felietonu nic zupełnie nie wynika, a druga jego część jest jeszcze bardziej niezrozumiała i zakończona słowami żydowskiego rabina, że wszystko już było. No i?

Sakiewicz: Tusk, czyli państwo zniszczone w 10 miesięcy

Na okładce „Gazety Polskiej” Tusk płynący przez zalane powodzią miasto. Z nieba leje się deszcz, pod wodą zatopione auta, a pod Tuskiem tonący ludzie (widzimy tylko wyciągnięte w górę ręce jednej z ofiar). Tytuł: „Państwo w rozsypce. Powodziowa klęska Tuska”. Czy Tusk na ilustracji tonie? 

Tomasz Sakiewicz
Tomasz Sakiewicz Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Wyborcza.pl

Naczelny tygodnika, Tomasz Sakiewicz – jakżeby inaczej – w roli naczelnego hydrologa i synoptyka, a przynajmniej wszechstronnego eksperta ds. klęsk żywiołowych: „Można było opróżnić zbiorniki retencyjne, ale zamiast tego ratowano ryby przed złotymi algami. Można było umocnić wały, ale nikt nie podjął takich działań w krytycznych 24 godzinach, bo przecież „Polsce nic poważnego nie zagraża”. Sakiewicz grzmi wreszcie, że w ciągu 10 miesięcy rządowi Tuska udało się rozmontować „istniejące przez osiem lat państwo”. Było, nie było – imponujące tempo, nieprawdaż?

Podobne rozważania końcowe jak w tekście cytowanego wcześniej Ziemkiewicza znajdziemy także w podsumowaniu felietonu Joanny Lichockiej na łamach „Gazety Polskiej”: „Czy Polaków to doświadczenie czegoś nauczy? Czy połączą kropki – że jeśli oddają władzę w ręce ignorantów, głupców i ludzi służących zewnętrznym interesom, wtedy jest naprawdę źle? Siła propagandy czy zdrowy rozsądek i instynkt samozachowawczy, co wygra następnym razem, przy kolejnych wyborach? Na razie, po dziewięciu miesiącach rządów koalicji 13 grudnia, rzeczywistość wystawia ogromny, dramatycznie wysoki rachunek za lekkomyślny wybór polityczny części naszego narodu”. 

*

Szukając inspiracji i cytatów do tekstu przeczytałem ze 30 prawicowych tekstów o powodzi. We wszystkich znalazłem te same rady, te same przeciwpowodziowe mądrości i te same – najczęściej ach, jakże banalne, każdemu głupiemu znane! – rozwiązania, dzięki którym mogliśmy uniknąć katastrofy. Nie, nie sugeruję wcale, że to jakieś przekazy dnia nadesłane z centrali na Nowogrodzkiej. Czego innego pojąć nie potrafię. Myślę tu o największym błędzie Donalda Tuska popełnionym w tym mrocznym czasie, a być może w całej jego politycznej karierze.

Mianowicie: dlaczego premier nie wziął do swojego sztabu kryzysowego największych rodzimych specjalistów od wszystkiego, a obecnie od powodzi, tj. Bronisława Wildsteina, Rafała Ziemkiewicza, Łukasza Warzechy, Tomasza Sakiewicza, Marka Pyzy, Joanny Lichockiej czy Wojciecha Cejrowskiego (ten ostatni błysnął teraz choćby uwagami o „normalnym cyklu klimatycznym”, choć takie pojęcie nie istnieje)? Dlaczego Donald Tusk nie chciał na swoim pokładzie prawdziwych ekspertów oraz – nie zapominajmy o tym – Prawdziwych Patriotów? Bo w to, że Prawdziwi Patrioci odmówili premierowi pomocy w ratowaniu Polski i Polaków z powodu jakichś tam banalnych „różnic ideologicznych” nigdy w życiu nie uwierzę. 

Mam nadzieję, że Donald Tusk zostanie za ten skandal rozliczony i pociągnięty do odpowiedzialności. Armagedonu naprawdę można było uniknąć.

Grzegorz Wysocki. Od grudnia 2022 w Gazeta.pl. Wcześniej m.in. dziennikarz i publicysta „Gazety Wyborczej”, szef WP Opinie, wydawca strony głównej WP, redaktor WP Książki, felietonista „Dwutygodnika” i krytyk literacki. Autor wielu wywiadów (m.in. Makłowicz, Chwin, Wałęsa, Urban, Spurek, Gretkowska, Twardoch, Świetlicki), cyklu rozmów z wyborcami PiS-u czy pisanego od początku pandemii „Dziennika czasów zarazy”. Dwukrotnie nominowany, laureat Grand Pressa za Wywiad w 2022 (rozmowa z Renatą Lis). Od 2023 w kapitule Łódzkiej Nagrody Literackiej im. Juliana Tuwima. Prezes klubu szpetnej książki Blade Kruki (IG: bladekruki). Nałogowo czyta papierowe książki i gazety oraz ogląda seriale. Urodzony i wychowany na Kaszubach, wykształcony w Krakowie, ostatnio porzucił Warszawę na rzecz Łodzi. Profil na FB: https://www.facebook.com/grzes.wysocki/

Udział
© 2024 Wiadomości. Wszelkie prawa zastrzeżone.