1 i 2 listopada wspominamy najbliższych, których już z nami nie ma. Ale ze śmiercią wcale nam nie po drodze. Kiedyś wyglądało to nieco inaczej.

– Śmierć zawsze była w naszej kulturze – mówi Interii Dorota Peretiatkowicz, socjolożka i badaczka, współzałożycielka inicjatywy Socjolożki.pl. I wyjaśnia: – Dawniej mieliśmy dziady wiosenne, jesienne, gdzie żywi niejako obcowali z umarłymi poprzez różne obrzędy i rytuały.

– Później nastąpiło oświecenie, w którym umysł ludzki uznano za najwyższą wartość. Zaczęły pojawiać się pytania, czy aby na pewno jest coś po śmierci i czy religia wystarcza nam do tego, żeby tej śmierci się nie bać – dodaje. Temat podejmowali kolejni filozofowie, w tym – jak zauważa socjolożka, Ludwig Feuerbach. – Oparł swoją teorię na tym, że Bóg to lęk przed śmiercią. I jak śmierć oswoimy, to żaden Bóg nie będzie nam potrzebny – opowiada.

Dalej nastąpiła era przemysłowa. – Era młodych, zdrowych ludzi potrzebnych do pracy. I okazało się, że śmierć w ogóle nie jest tematem, jest za to nim młodość, witalność, zdolność, ambicja, robienie kariery. I to wszystko spowodowało, że my w XXI wieku trochę od śmierci się oddaliliśmy – komentuje nasza rozmówczyni.

Wszystkich Świętych. Lęk przed śmiercią

Teraz, według Doroty Peretiatkowicz, śmierć zamknęliśmy w szpitalach i hospicjach. – Przestaliśmy o niej mówić. To znamienne, że jak ktoś umrze, mówimy: o, gdyby się przebadał, albo gdyby jakąś chorobę wykryto u niego wcześniej, „to by nie umarł” – zauważa.

– Tu mamy trochę magiczne myślenie, jakbyśmy mogli zdecydować, kto kiedy umrze i która choroba jak się rozwinie. Dużo mówi się o lekarzach, którzy mogli nie dopełnić swoich obowiązków. Są pretensje, jest żal – dodaje socjolożka.

Pytana, skąd się to bierze, odpowiada: – Wynika to wszystko z potwornego lęku przed śmiercią. I z braku akceptacji takiego stanu rzeczy. Śmierć jest czymś, co pozbawia nas kontroli, a to na niej budujemy nasze bezpieczeństwo. Nie dopuszczamy tej myśli, że śmierć dotyczy też nas i naszych najbliższych. Jesteśmy tylko jedną z osób w sztafecie pokoleń. Ale nie chcemy o tym rozmawiać.

– Robimy wszystko, aby być obok tego tematu. Szybciej porozmawiamy o życiu seksualnym osób po 60. roku życia, a nie o tym, że one za jakiś czas odejdą – komentuje.

– Staramy się trywializować śmierć. Do tego służy nam chociażby internet, w tym social media – wskazuje nasza rozmówczyni.

– Jedni pokazują, jaką mają nad tym tematem kontrolę. Publikują zdjęcia wysprzątanych grobów z zapalonymi zniczami. Inni pokazują przebrania z balów halloweenowych. Są też tacy, którzy szczególnie w takim dniu jak Wszystkich Świętych piszą na tablicach osób, które już odeszły, a ich konta zmienione są na „in memoriam”. Jest też wyśmiewanie śmierci, wstawianie memów, rysunków, pokazywanie, że jesteśmy daleko od tego wszystkiego – wymienia Dorota Peretiatkowicz.

Zdaniem socjolożki kolejne stadium tej trywializacji to wirtualne cmentarze. To miejsca, gdzie można kupić nagrobek, postawić kwiaty i zapalić znicz. Zdecydować nawet, jak długo ma się palić, za odpowiednią opłatą oczywiście. – To nie wymaga od nas żadnego skupienia, zastanowienia – komentuje socjolożka.

Tradycja Wszystkich Świętych. „Relacje są dla żywych”

Nasza rozmówczyni nie jest jednak przekonana, czy takie przeniesienie do sieci kwestii związanych ze śmiercią, pochówkiem, żałobą, zostanie z nami na dłużej. Szczególnie 1 listopada. – Ten jeden dzień zadumy w dniu Wszystkich Świętych jest częścią naszej tradycji. Kolejne pokolenia zapalają znicze na cmentarzach i choć wydawało się, że to zaniknie, tak się nie stało. Część społeczeństwa na pewno tę tradycję utrzyma – ocenia.

– Nasze badania pokazują też, że relacje są dla nas najważniejsze, a nie to, co dzieje się w internecie. Pandemia nam uświadomiła, że to, co w sieci, nie jest prawdziwe. Myślę, że jako ludzie coraz bardziej tych relacji potrzebujemy. I chociażby dlatego będziemy też próbować dalej ten dzień Wszystkich Świętych przeżywać wspólnie, rodzinnie, kolektywnie. Relacje są podstawą naszego dobrostanu, a to coś ważnego dla żywych – dodaje jeszcze socjolożka.

Na koniec zauważa: – Kiedyś mieliśmy dwa główne „rytuały” w społecznościach – wesela i pogrzeby. Wtedy spotykała się cała rodzina, raz się weseliła, a raz smuciła. I o ile wesela zostały, to wydaje się, że pogrzeby są załatwiane tak „przy okazji”, nie są wiążącymi wydarzeniami dla rodziny. A zarówno weselenie się i smucenie jest częścią naszego życia i fajnie byłoby, gdybyśmy spotykali się i przy jednej i przy drugiej okazji z tą samą chęcią bycia ze sobą i wspierania się.

Udział
© 2024 Wiadomości. Wszelkie prawa zastrzeżone.