W piątek prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski spotkał się z prezydentem USA Donaldem Trumpem w celu podpisania umowy dotyczącej eksploatacji ukraińskich surowców. Do tego jednak nie doszło, bo między przywódcami wywiązała się kłótnia. – Powinieneś być wdzięczny – kilkukrotnie powtarzał Donald Trump do Wołodymyra Zełenskiego. – Czy to było zamierzone, nie dowiemy się, dopóki Donald Trump nie napisze swoich wspomnień – mówi w rozmowie z Gazeta.pl prof. Bohdan Szklarski z Uniwersytetu Warszawskiego. 

– Wołodymyr Zełenski nie zachował się profesjonalnie. Został postawiony pod ścianą i postanowił się bronić. Zupełnie niepotrzebnie, bo teraz będzie musiał prosić. Nie ma alternatywy. Tak mógł się zachować w momencie, gdyby miał alternatywę. Europa jest alternatywą, ale za 3-4 lata – uważa politolog. I dodaje, że słowa prezydenta Ukrainy były bardzo ryzykowne. – Chociaż nie wiemy, jak rozmawiano z nim wcześniej. Może on być już na granicy wytrzymałości i stwierdził, że tego dłużej nie zniesie – zauważa prof. Szklarski. Jego zdaniem Amerykanie natychmiast wykorzystali to, że Zełenski zareagował emocjonalnie. – Nazwali obronę jego interesów i to, co mówi, obrazą. Powiedzieli, że to „brak szacunku”. Tak jakby mieli przygotowane to określenie – słyszymy od amerykanisty. 

Zobacz wideo Kłótnia Trumpa z Zełenskim! Ostra wymiana zdań w Białym Domu

„Może Zełenski źle to rozegrał, a Amerykanie to wykorzystali”

Piątkową wymianę zdań w Gabinecie Owalnym między Trumpem, Vancem a Zełenskim mógł na żywo oglądać niemal cały świat. – Zupełnie bez sensu rozmawiali w świetle kamer. Nie wiem, dlaczego one tam były. Może błąd Zełenskiego polegał na tym, że chciał publicznie namówić Trumpa na powiedzenie czegoś więcej o gwarancjach bezpieczeństwa. Chociaż cokolwiek Trump by powiedział, to następnego dnia i tak mógłby zmienić zdanie – komentuje rozmówca Gazeta.pl. Jego zdaniem, taka taktyka była nieistotna dla całej sprawy. – Istotne było to, co było na papierze – dodaje. 

Częściowo złoża są na terenie okupowanym przez Rosję. Tym bardziej Zełenski mógłby wykorzystać w przyszłości ten fakt jako argument do rozszerzenia aktywności Amerykanów. I powiedzieć im: 'Jeśli chcecie mieć dostęp, to musimy odzyskać tereny jeszcze 30 km na wschód’

– wskazuje prof. Szklarski. Jednocześnie przyznaje, że w obozie ukraińskim coś się musiało stać, że animozje i sprawy osobiste przeważyły nad nadrzędnym celem, jakim jest dobro kraju. – Albo Zełenski źle to rozegrał. Nie wiem, czy Amerykanie sprowokowali go celowo. Na pewno to wykorzystali. Gdyby zachował się inaczej, jestem pewien, że umowa zostałaby podpisana – odpowiada politolog. 

„To był błąd, Zełenski się pokajał” 

Na pytanie o to, co stanie się teraz, amerykanista nie ma wątpliwości, że prezydenta USA będzie należało teraz poprosić o podpisanie umowy, która nadal leży na stole. – W Londynie Zełenski nie dostał niczego, żadnego atutu, z którym mógłby wrócić do Waszyngtonu. Ukraińcy, znając transakcyjność Trumpa, już od jesiennych wyborów wiedzieli, że w rozmowach z nim będą musieli położyć coś na stół. I tym czymś jest ich największy zasób: metale ziem rzadkich. Teraz potrzebny będzie emisariusz, który przygotuje obydwie strony do ponownych rozmów – ocenia profesor UW.

To był błąd. Widzimy, jak Zełenski zachowuje się po tym piątku: wyraźnie się pokajał. Mówi, że szanuje Stany Zjednoczone. Mówi to, co Amerykanie chcą, żeby on mówił. Stało się. Jedyne, na co możemy liczyć, to że ktoś dotrze do Trumpa i przekona, aby podpisał umowę z Kijowem 

– wyjaśnia politolog. Dodaje, że aby dotrzeć do prezydenta USA, nie można oczekiwać przyznania, że Amerykanie również przesadzili w czasie spotkania z Zełenskim. – To nie zadziała – kwituje rozmówca Gazeta.pl.

„Nikt nie przewidział, że piątek się stanie”

Kto mógłby odegrać taką rolę pośrednika między Waszyngtonem a Kijowem? – Z przywódców europejskich Trump ciepło mówi o Giorgii Meloni. Ona ma w Waszyngtonie dobre notowania. Patrząc na sposób przyjęcia premiera Wielkiej Brytanii Keira Starmera widać, że Trump zmienił podejście. Taką postacią może być też król Karol, który niejako „udostępnił się” jako zasób europejski – tłumaczy prof. Szklarski.

Politolog ocenił też zaproszenie prezydenta Donalda Trumpa na wizytę państwową do Pałacu Buckingham, drugą dla niego, co jest wydarzeniem bez precedensu. Podkreślał to premier Starmer, kiedy wręczał list od Karola w Waszyngtonie w czwartek (27 lutego). 

– To świadczy o szacunku, poważaniu, pokazuje, jak ważna jest Ameryka dla Europy. Tylko że to już leży na stole. To zaproszenie nie miało niczego łagodzić, tylko połechtać ego Trumpa. Nikt nie przewidział, że piątek się stanie. A to byłaby bardzo dobra oferta, by Trumpowi zaproponować powrót do rozmów. Niebezpieczne jest to, że im więcej czasu mija od tego piątku, tym bardziej Trump nabiera przeświadczenia, że on ma rację, jest wielki i może robić, co chce. Jeśli nie wrócimy do tego szybko, może być za późno. On sprzeda Ukrainę Putinowi. Nie całą, rzecz jasna, ale da mu dużą przewagę. To będzie ze szkodą dla nas. A to już może być w głowie Trumpa – podsumowuje prof. Bohdan Szklarski. 

Udział
© 2025 Wiadomości. Wszelkie prawa zastrzeżone.